wtorek, 14 października 2014

Rozdział 16

Oto jest rozdział 16. Wiem że trochę to twało, ale nie miałam czasu. Postanowiłam wstawiać nowy rozdział raz na mies bo wtedy będę sie wyrabiać. Mam nadzieje że podoba wam się nowy wygląd.
                                                                                                  Zapraszam do czytania
                                                                                                        ~Bluel Namess
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

        Kolejna nie ziemska noc. Całowaliśmy się cały czas ''po przyjacielsku''. Haha, nigdy czegoś takiego nie robiłam.
         A tak na serio. Zasneliśmy. No po prostu potarzały się dzieci po dywanie ze śmiechu, aż w końcu zasneły.
Poranki w Tirror Blood były inne niż w ludzkim świecie. Rano ludzie nie biegali i ogólnie nawet żywej duszy. Kiedy się obudziłam Johnnego już nie było ale słyszałam jak panoszy się po kuchni. Bolały mnie plecy i ogólnie wszystko, nie ma jak spać całą noc na ziemi, wstałam i ruszyłam do kuchni z której wydobywały się słodkie zapachy. Usiadłam przy stole i przyglądałam się jak Jo gotuje.
-Widzę że w końcu wstałaś. Jak się spało?- rzucił przez ramię.
-A ty znów mnie nie budziłeś do pomocy. Po za tym że wszystko mnie boli to dobrze.- podeszłam do niego i przyglądałam się bulgoczącej jajecznicy na patelni.
-Wiesz że teraz jest noc, co nie?- przeniosłam wzrok na jego twarz.
-Czyli leczą kaca?
-Nie. W tej części miasta jest noc a w drugiej dzień.
-Dobra, jednak nie ogarniam.
-Dzień to noc a noc to dzień, nie będę cię zanudzać historią itd.
- No okej, a teraz dawaj żarcie.- zrobił wielkie oczy i nałożył jajecznicę na telerze i zaniósł do stołu.
-Smacznego- i zabraliśmy się do jedzenia. Rozmawialiśmy o tym jak dostać się do wielkiego domu (tutejsze określenie zamku) i o tym jak przedstawić mnie mojej opiekunce Anieli.
-Dobra to jak to zrobimy?- zapytałam między kęsami.
-Callum nas zawiezie a potem wszystko jakoś się potoczy.- pochłonął cały talerz i odszedł od stołu.
-A co jeśli opiekunka mnie nie pozna?- zatrzymał się gwałtownie przy wyjściu.
-Przeklęte dziecko każdy pamięta.- i wyszedł z pomieszczenia.
''Przeklęte dziecko każdy pamięta'' co on miał na myśli? Zabij mnie nie wiem. Wyszłam z kuchni i poszłam na góre za Jo, na ścianie do której przylegały schody wisiały stare fotografie a na nich mały Jo z tatą kopiący piłkę, Johnny przed pierwszą randką. Każdy stopień wyżej to było jakieś ważne wydarzenie z jego życia, nawet zdjęcie jak został przyłapany na numerku z samochodzie, brzuch mnie bolał od powtrzymywanego śmiechu. Gdy dotarłam na szczyt moim oczą ukazała się ogromna fotografia Johnnego zabijającego chyba pierwszego potwora, którym był wilkołak i to inny niż te które widziałam do tej pory. Korytarz był krótki a na jego końcu był otwarty balkon, byłam coraz bliżej i z każdym krokiem upewniałam się co do zapachu -Marihuana, to było do przewidzenia, ale czemu się dzielić nie chce... Wiedziałam że co... Dobra rudy to on nie jest, ale i tak wredny. Byłam już przy wejściu na balkon gdy...
-Nie skradaj się tak. Głuchy nie jestem.- przyłożył rurę do ust i zaciągnął.
-Ale kiedy cię budziłam to byłeś?- weszłam na zimne kafle i usiadłam obok niego.
-Budzą mnie tylko niepokojące głosy a słonie nie są niebezpieczne.- uderzyłam go pięścią w ramię.
-Wiesz to był komplement, chciałem tylko powiedzieć że się ciebie nie boje.- znów się zaciągnął a mi poleciała ślinka.
-Nie mówiłeś że masz zapasy.- wciągnełam rękę po rurę a on ją schował.
-Ty kochana dzisiaj na trzeźwo.- uniosłam brew.
-No nie ma tak dawaj to!- rzuciłam się na niego a on zablokował mnie przed ramieniem. Kurwa jak na trzystuletniego dziadka silny był.
-Nie rozumiesz że koniec z tym!?- wyrzucił rurę przez barierkę.
-Ty idioto!- zaczęłam się szarpać a on przewrócił nas tak bym to ja była na dole, i zablokował mnie całą.
-Koniec. To przez to taka jesteś. To już koniec, nigdy więcej nie weźmiesz tego!- dałam mu cios z główki ale on był szybszy i przytrzymał mnie czołem. Kamasutry mu się zachciało, spierdalać.
-Dość... Teraz powoli cię puszczę i grzecznie pójdziesz się ubrać. Rozumiesz?- pokiwałam głową i w końcu ze mnie zlazł. Odepchnełam go i uciekłam z balkonu, przy samych schodach coś mnie zachamowało.
-Głupi też nie jestem. Choć dam ci ubranie.- miał białe oczy więc coś tworzył co okazało się tym że lewitowałam. Zajebiste uczucie mówię wam tylko jesteś sparaliżowany i ni chuja nie ruszysz się. Weszliśmy do jego pokoju dokładnie to ja wleciałam ale to szczegół.
-No a teraz się ładnie przebierzesz.- podszedł do szafy i wyjął z niej długą błękitną sukienkę przeplecioną złotym pasem.
-Chyba coś cię boli że ja to włoże.- podszedł do mnie.
-Inaczej nie wejdziesz do wielkiego domu.- przyłożył sukienkę do mnie.
-Zabieraj ją.- chciałam go kopnąć ale czar dalej trzymał.
-No powinna być idealna, plus jest taki że choć raz w życiu nie będziesz wyglądać jak dziwka.- obiecuje jak tylko mne puści przypierdole mu. Poczułam jak rozpina mi się stanik.
-Wypierdalaj.-warknęłam.
-Bielizne to raczej musisz zmienić.- ramiączka powoli opadały.
-Sama to zrobię.- zaśmiał się.
-A ja skończe z połamanym nosem?! Nie ma.- po sekundzie przede mną pojawił się koc zakrywając mnie.
-Odpowiada?- powiedział odwracając się tyłem i szperając w szafce.
-Ujdzie. Ale sukienki nie założe.- podszedł do mni z bielizną w garści.
-Założysz się?- podszedł do mnie z tyłu i zakładał mi czysty stanik.
-Won z łapami.- skończył ze stanikiem przeszedł do majtek.
-Spokojnie już kończe.- założył świeże majtki i narzucił na mnie sukienkę.
-No jest idealnie.- koc opadł i spojrzałam w lustro. Sukienka była za długa i to dużo za długa, ale za to z tyłu miała głębokie wycięcie.
-Jeszcze tylko włosy, z tego co widzę trzeba je podciąć.- mięśnie zesztywniały mi jeszcze bardziej.
-Że co kurwa?! Nie odważysz się!- skupiłam w sobie energię i czar Jo przestał działać, a ja upadłam na ziemię.
-Spokojnie księżniczko. Za bardzo je lubie by to zrobić.- wziął kosmyk moich włosów i zaczął obracać w dłoni.
Wstałam i zarzuciłam z siebie kiecke.
-Nie będę tego nosić i w dupie mam czy przyjmą mnie czy nie.- Johnny zaczął bić brawo a wszystko dookoła rozbłysło. Meble jakby wyparowały i byliśmy teraz w wielkiej sali tronowej.
-Co do...?- szepłam i poczułam mrowienie na skórze niegdyś gołej a teraz pokrytej skórzanymi spodniami, kozakami i białej koszuli ze skórzanym gorsetem, nawet włosy włosy miałam związane w warkocza.
-Witaj w wielkim domu Bluel.- powiedział stojący tuż za mną Jo.
-Mogłeś mnie uprzedzić!- skrzyżował ramiona na piersi.
-Bez tego nie było by zabawy.- ruszył przed siebie.
-Co... Gdzie ty kurwa leziesz?- podreptałam a nim.
-No proszę kto nas odowiedził.- łagodny damski głos owiał salę. Odwróciłam się i stanęłam jak zaczarowana. Na schodach stała kobieta w śnieżnobiałych włosach i sukni.
-Johnny Smith. Cóż Cię do nas sprowadza?- anielica powoli schodziła w dół. Jo poszedł w jej stronę.
-Samantha Dragona jak zawsze piękna.- brzmiało to jak ze średniowiecznego filmu.
-Kim jest twoja towarzyszka?- podała mu dłoń, którą bambo ucałował.
-Bluel Knowles anielico.- jeszcze trochę a brzuch mi ze śmiechu eksploduje mówię wam scena z bitwy o tron.
-Dobra Bambusie nie podlizuj się tylko przejdźmy do rzeczy.- nie wytrzymałam.
-Ach córka księżyca, słynna Bluel Knowles. Dziecko przeklęte.- patrząc na nią dostałam kompleksów, na serio. Miała piękne okrągłe piersi, idealne wcięcie w talii i śliczna twarz... Każda normalna by miała kompleksy.
-Tak, to napewno ona. Chodźcie pokaże wam wszystko co i jak a potem róbcie co chcecie.- poszła przed siebie a my za nią. Nikt o nic nie pytał nawet ja, spodziewałam się wielkiej euphorii a nie tylko ''tak to napewno ona'' i ogólnie spodziewałam się czarnych murów a tu proszę wszystko w kolorze kości słoniowej, i gdzie nie gdzie czerwień i błękit. Jo był zapatrzony jak w obrazek w Samanthę i co to w ogóle za nazwisko Dragona? Dziwny świat... Kurwa co mi? O nie, nie, nie, nie czyżbym była zazdrosna? Hue hue hue NIE. Nigdy nie byłam i nie będę o nikogo/nic zazdrosna, tak samo jak nigdy nie płakałam.
-Witaj w domu Córko księżyca.- rzekła Samantha i otworzyła wielkie białe drzwi.
Naszym oczom ukazało się ogromne łóżko a za nim okna. Wszystko było białe dosłownie wszystko: meble, firany, dywan i pościel. Ktoś miał niezłą fazę, gorzej jak ktoś okres dostanie. Hehe, dobra teraz na poważnie. To miał być mój pokój i co najdziwniejsze też Jo, nie dziwić się czemu łóżko takie wielkie.
-Niestety nie mamy komnaty dla ciebie Jo.
-Macie wielką chatę i nie macie dla niego miejsca?- zapytałam.
-Wszystkie komnaty są zajęte przykro nam.- schyliła głowę by to pokazać.
-Dobra nie ważne. Wyruszymy o zmierzchu.- powiedział Jo i odprawił Samanthę słowami ''Możemy odpocząć?'' i zostawiła nas samych.
Pierwsze co zrobiłam to skoczyłam na łóżko a Jo zamknął nas, zasłonił wszystko tak by było ciemno jak w dupie a lampka oświetlała tylko szafkę nocną, i po sekundzie obok mnie pojawił się Jo patrząc na mnie swymi czekoladowymi oczami.
-I co sądzisz?- zapytał się.
-Spodziewałam się czego innego.
-Niech zgadne wielkiego szczęścia że wrocilas?
-No coś w tym stylu. I kto to jest ta Samantha?
-Szamanka Tirror Blood.
-A nie była szczęśliwa że wróciłam bo?
-Bo jest noc a my wyrwaliśmy ją ze snu.
-Nie ogarniam.
-I dobrze
-No dzięki
-A proszę cię bardzo.- podniósł się na łokciu i pochylił nade mną.
-Co ty tworzysz?- odsunęłam się lekko od niego.
-Masz śliczne oczy.- usiadł.
-Lepszego komplementu nie było?
-Staram się.- nachylił się nade mną. Czułam na twarzy jego ciepły oddech i zapach jajecznicy.
-Dlaczego musimy tu siedzieć?- zapytałam przerywając ciszę.
-Musimy czekać do wieczora by stąd wyjść i udać się do sali tronowej..
-Niech zgadne to całe wtopienie?
-Tak, jakoś tak.
-Na czym ono polega?- znów się wyprostował.
-Masz w sobie cztery dusze i one muszą się połączyć w jedno byś mogła je kontrolować aż do ubywania każdej z nich.- usiadłam z wrażenia.
-Czyli coś na wzór śmierci?- położył swoją dłoń na mojej i delikatnie zakreślał kółka kciukiem.
-Nie mam zielonego pojęcia, ale narazie się zrelaksuj mamy jeszcze kilka godzin czasu.- położył się ale dalej trzymał moją ręke. Z tego co pamiętałam za nim się tu znaleźliśmy była jakaś dwunasta rano. Poczułam jak ramię chłopaka obejmuje mój brzuch i ciągnie mnie na materac.
-Leż i się nie martw.- dalej trzymał ramię na moim brzuchu.
-Taaa to nie miażdż mnie.- zabrał rękę i położył ją sobie na brzuchu. Już nic więcej nie gadał .

                                                                    ***
     Nim się obejrzałam był już wieczór, Jo spał a ja czekałam aż ktoś wejdzie i powie ''Już czas'' czy coś w tym stylu.
      Bałam się. Bałam się że coś może źle pójść, że mogę umrzeć chociaż z tego co mówił Bambus jestem nieśmiertelna. Wtopienie nie jest jak wymazywanie pamięci czy pyłek sypiący ci się z dłoni podczas tańca. Pociągnęłam kolana pod brodę i schowałam w nich głowę. Strach wziął górę. Dreszcze przeszywały moje ciało i ogarnęło mnie zimno. Usłyszałam jak Jo wstaje i wyrównałam oddech.
-Ej, co się dzieje?- szepnął mi do ucha i objął ramionami.
-To tylko stres. Śpij dalej.- ścisnął mnie mocniej a ja się poddałam i wtuliłam się w niego.
-Spokojnie jak wtopienie cię nie zabije to zrobi to szatan. Nie martw się.- uśmiechnęłam się i mocniej go przytuliłam.
-Bardzo mi to pomogło wiesz?- zaśmiał się i odsunął mnie od siebie.
-No dobra koniec tych czułości. Czas się zbierać.- po tym jak to powiedział wyszliśmy z pokoju w stronę sali tronowej.
    Pomieszczenie było zapełnione ludźmi a w samym centrum zamieszania stała Samantha i uspokajała wszystkich. Czułam na sobie spojrzenia tłumu i słyszałam szepty które dawały upust niedowierzeniu. Widziałam stres na twarzy Samanthy kiedy do niej dotarliśmy, bała się czegoś ale była też podekscytowana. Gdy ręka Jo poszybowała w górę wszyscy ucichli i uważnie słuchali.
-Wiem że większość z was boi się tego co się zaraz stanie- przemawiała Sam tak bez przywitania prosto i na temat.
-Mam nadzieje że pomożecie dokonać nam aktu wtopienia czterech dusz Bluel. Córki księżyca.- szepty znów rozniosły sie echem po sali. Poczułam na sobie zimny pot i z moich ust popłynęły słowa.
-Nazywam się Blue Knowels i jestem Córką Księżyca- teraz to wypaliłam. Tłum znów ucichł a ja czułam jak robi mi się ciepło na policzkach. Samantha odrazu przeszła do rzeczy.
-Ustawcie się wszyscy w kręgu a ty Blue stań w jego środku.- podeszłam tam gdzie ona stała, ustawiła mnie pod odpowiednim kontem i podeszła do Jo. Wszyscy złapali się za ręce i zaczęli szeptać jakieś zaklęcia. Czułam mrowienie w całym ciele, które po chwili przerodziło się we wstrząsy rzucające mną na wszystkie strony. Oczy mnie piekły i miałam wrażenie że przewracają mi się, żołądek mi wykręcało aż w końcu wszystko odpuściło.
Przed moimi oczami pojawiła się anielica o pięknych kruczoczarnych włosach i wysoka na dwa metry, wyglądała jak ja zupełnie jak ja. Kilka metrów dalej stał upadły a za mną wilk.
~Rozłóż ręce i pozwól energii się uwolnić~ przemówił do mnie głos w głowie.
~Nie bój się samej sobie przecież najbardziej ufasz~ kolejny tym razem głębszy głos.
~Przecież wiesz gdzie twoje miejsce. Diablico~ tym razem był to męski głos i dodatrł do mnie od upadłego. Trzy różne głosy zaczęły mi się mieszać w głowie, jeden przekrzykiwał drugi.
Nareszcie wiedziałam co robić. Energia busnęła z moich dłoni tworząc przede mną skrzącą się kulę. Uniosłam drżące ręce do góry i przywołałam do siebie anioła, wilka i upadłego. Wszystkie trzy postacie zniknęły w blasku kuli. Coś pchnęło mnie do jej środka. Spojrzałam w stronę Jo i Samanthy którzy skinieniem głowy pokazali żebym została. Wciągnełam dłonie przed siebie i ułożyłam je na skrzącej się bańce i pozwoliłam energii wpłynąć we mnie. Paliła moją skórę zostawiając po sobie czanre znamiona. Wchłonęłam cala energie nie zostawiając ani odrobinki, padłam na kolana ciężko dusząc i łapiąc się za gardło. Świat przed moimi oczami zamglił się i zmienił w czarną dziurę. Slyszalam tylko kroki mierzące ku mnie i czułam czyjeś ciepłe dłonie biorące mnie na ręce.
    Obudziłam się w swojej komnacie z okładek na czole który zleciał tylko jak się podniosłam. Całe ręce miałam w tatuażach, kurwa nie dość że dostałam migreny to jeszcze mnie wytatułowali. Na brzegu łóżka siedział Ray pochylony nad zdjęciem Dakoty, czułam od niego nienawiść i smutek oraz miłość jaką dażył Dakotę. Zawsze im tego zazdrościłam, tej miłości bóg wie czym ona tam była, on ją kochał a ona jego. Wiedziałam że Ray oświadczył się Dakocie i że ona już planowała ślub a teraz z tego wszystkiego zostało tylko zdjęcie ich obojga stojących gdzieś na półce.
-Widzę że przestałaś się dygotać.- powiedział Ra nie odrywając wzroku od fotografii.
-To musiało dziwnie wyglądać.- dalej na mnie nie patrzył.
-Wiesz co jest w tym wszystkim najzabawniejsze?- odwrócił się i wtedy zobaczyłam jak mocno były spuchnięte jego policzki i jak bardzo miał zaczerwienione oczy.
-To że dokładnie jutro mieliśmy się pobrać i to dokładnie w naszą rocznicę. Miliśmy żyć wiecznie a tu proszę jedna misja i wszystko poszło się jebać.- położyłam mu dłoń na ramieniu ale on rzucił nią tylko.
-Wszystko dlatego że musieliśmy Ciebie ratować. Dlatego że Ciebie szuka pan zła i dlatego że Ty jesteś teraz najważniejsza i najcenniejsza!- wstał i ze zdenerwowania zrzucił ze mnie kołdrę.
-Gdyby nie ty. Dakota by dalej żyła! Wiesz jak to jest patrzeć jak komuś kogo kochasz wycinają serce?! Wiesz jak to jest patrzeć jak ten ktoś zamienia się w bestie bez serca?! Nie! Bo ty sama go nie masz! I nigdy nie miałaś!- jego czy zaczęły się świecić a z każdym oddechem rósł i zmieniał się w swą wilczą postać.
-Nigdy nie będziesz mieć serca... Nigdy... I nigdy nie poczujesz jak to jest stracić kogoś kogo kochasz... Rozumiesz!?- rzucił się na mnie i w tej samej chwili za jego plecami pojawili się upadli, poderżneli mu gradło i zniknęli razem z nim.
-Ray!- wrzasnęłam i znów cała się trzęsłam. Boże to nie możliwe Ray... Nosz cholera jasna. Dlaczego to musi takie być? Dlaczego?! Wtedy do pokoju wparował Johnny i jednym szybkim ruchem znalazł się przy mnie.
-Co się stało?- zapytał, ale ja nie mogłam z siebie wydusić ani słowa.
-Blue co się stało?!- krzyknął a ja pisnęłam z przerażenia.
-Spokojnie Blue. To tylko zły...- zepchnęłam go z łóżka.
-To nie był sen! Gdzie jest Ray? No gdzie on jest!?- chłopak szybko wstał i łaskawie odpowiedział.
-Był tutaj z tobą miał cię pilnować.- straciłam czucie w całym ciele i spadłam z łóżka.
-Zabili go i zabrali ze sobą.... Oni znaczy on... Ray!- Jo wybiegł z komnaty zostawiając mnie sam n am z dreszczami. Dlaczego do kurwy nędzy dzieje się to akurat teraz... Miałam wrażenie że się rozpadam, że przestaje być tą suką co kiedyś... Błagam nie nie chcę mieć żadnych uczuć i granic. Chcę tylko wrócić do Bostonu i znów żyć normalnie. Ja...
-Blue dziecko drogie.- Samantha wpadła do pokoju i uklękła przy mnie.
-To oznacza tylko że musicie wyruszać gdy tylko nastanie świt.- objęła mnie ramieniem.
-Nigdzie nie idę. Chce wrócić do Bostonu, chce znów żyć normalnie.- Sam westchnęła tylko i opuściła komnatę zostawiając mi ubrania do przebrania.
     Skończylam lamentowac i wyszłam na dziedziniec. Świt już sie zbliżał a dziedziniec opustoszał. Na środku stał Mark a obok niego coś przykryte prześcierdałem.
-Wiedziałam że Cię tu znajde.- powiedziałam, choć wcale go nie szukałam. Mark był ubrany w dres i koszulkę, ale coś mi nie grało z jego okiem.
-Witaj diablico, gdzie jest Johnny?- uśmiechnął się.
-A chuj wie. Pewnie zaraz zjawi się nie wiadomo skąd.- podeszłam do niego a on chwycił moją rękę.
-Widzę że przeszłaś wtopienie. Tatuaże to raczej nie w twoim stylu.- zabrałam rękę.
-A co z twoim okiem?
-Ratowałem Córkę Księżyca.- ukłonił mi się nisko i wtedy za jego plecami pojawił się Jo uzbrojony w dwa plecaki i ten uśmiech.
-Gotowa do drogi?- rzekł kiedy witał się z Markiem.
-No tak. Gdzie konie?- no bo raczej w średniowieczu podróżowało się konno co nie?
-Mamy dla ciebie takie konie jakie lubisz- uniosłam brew a on zrzucił przykrycie i naszym oczom ukazały się dwa ścigacze. Szczeka mi opadła.
-KTM 125 race 15 koni mechanicznych sprowadzone ze świata ludzi. Teraz możesz mi dziękować.- rozłożył ramiona.
Patrzyłam się dalej w ścigacze. Marzyłam o takim, idealne do miasta jak i do terenu i to czerwone. No nie wierze. Rzuciłam się na Marka.
-Jesteś boski.- ścisnęłam go pożądnie.
-Dobra możemy już jechać?- powiedział Bambus gdy wsiadał na ścigacz. Widziałam że był wkurzony jakby zazdrosny... Dziwny człowiek. Puściłam Markiego i podeszłam do KTM'a. Karoseria aż lśniła widać że chłopak się nieźle namęczył żeby to tak wyglądało i żeby w ogóle je zdobyć.
-Wsiadaj i spadamy.- warknął Bambo i odpalił silnik. Para buchnęła z dyszla i ścigacz zaczął drżeć. Szybko wcisnęłam kask na głowę i zrobiłam to samo. Och mamo jak ja ja za tym tęskniłam. Zapach benzyny, wibracje silnika i jego buczenie. Nim się obejrzałam Jo wyrwał do przodu a ja ruszyłam za nim nie odwracając się nawet.

    Tęskniłam za tym uczuciem. Wolność i prędkość która ją dawała. Kosmyki włosów trzepotały na wietrze dając mi wrażenie że latam.
     Johnny jechał przede mną, nie odwracał się a gdy go dogoniłam nawet na mnie nie spojrzał. Coś musiało się stać, przecięż wcześniej tak nie robił, to ja jestem ta od fochów. KTM zawarczał domagając się przyśpieszenia i wyrwałam się do przodu. Dość myślenia o nim. Dość. Tak wiem co sobie teraz myślicie: ''Mówiła że go kocha a ma go w gdzieś (w większości związków to facet ma wyjebongo na dziewczynę a nie na odwrót)" nie nie mam go gdzieś. Zakochałam się w nim to prawda, ale nie mam zamiaru w nic się pakować itd. Grrr... Nienawidzę swoich uczuć...
      Dojechaliśmy pod skalną ścianę którą Jo po zejściu z motoru zaczął obmacywać.
-Co ty tworzysz?- zapytałam podchodząc do niego. Milczał.
-Szukasz ukrytego przejścia?- oparłam się o skałe i wtedy odzyskał głos.
-Zawsze ty możesz je znaleźć za mnie.- i wtedy straciłam oparcie i sprawdziłam jak tyłek potrafi zaamortyzować upadek. Skała o którą się opierałam zniknęła a w miejscu gdzie była stał teraz Bambus ze skrzyżowanymi ramionami na torsie.
-No widzisz jak chcesz to potrafisz.- skomentował podając mi dłoń.
-I co ty byś beze mnie zrobił?- mruknęłam wstawając o własnych siłach. Chłopak wzruszył ramionami i poszedł przed siebie machając bym szła za nim. Nie rozumiałam jego zachowania, jakby mnie unikał. Czyżby coś dręczyło wielkiego Johnnego Smitha? I oto jest pytanie. Przed oczami pojawił mi się moment  gdy znalazłam go w kiblu z rudą i w ogóle wszystko co z nim przeżyłam, wtedy wydawał mi się taki jak wszyscy, czyli człowiek lubiący się zabawić. Teraz był tu ze mną zupełnie inny człowiek, zjawa czy czym on tam jest.
-Przestań rozmyślać i chodź tu!- wrzasnął Bambo z końca tunelu.
-No idę, idę. Burak.- mruknęłam i podreptałam do niego.
-Słyszałem- przewróciłam oczami.
Staliśmy nad przepaścią a pod nami rozciągała się dżungla.
-Jak do cholery mamy stąd zejść?- roześmiał się gdy to mówiłam.
-Musisz użyczyć mi swojej ręki... Tej ze znamieniem.- troszkę się wachał.
-Ale nie będziemy skakać?- wciągnełam do niego rękę.
-Nie obiecuje.- chwycił szybko mnie szybko a moją dłoń przycisnął do kamienia obok.
Kamień rozbłysł i pulsował, jego ciepło parzyło mnie. Wyrywałam się ale Jo był silniejszy.
-Puść mnie!- kopnęłam go mocno, cicho pisnął i zachwiał się.
-Puszczaj!- wyrwałam się, straciłam równowagę i spadłam w przepaść. Refleks chłopaka włączył się i mnie uratował.
-Nienawidzę cię... wiesz?- powiedziałam starając się nie patrzeć w dół.
-Nie marudź tylko współpracuj.- zacisnął mocniej dłoń na moim nadgarstku.
Spróbowałam się podciągnąć ale na nic mi się to zdało, byłam za słaba a ściana za gładka by o coś zahaczyć.
Nagle z sufitu zaczął się sypać pył a ściany zaczęły wibrować. Spojrzałam do góry. Czysto.
-No wiedźmo lepiej zamknij oczy.- nim zdążyłam zareagować chwycił mnie za łokieć i skoczył ciągnąc mnie za sobą. Podczas lotu przycisnął mnie do siebie a ja starałam się nie krzyczeć. Nagle coś nas zatrzymało, staliśmy na czymś i to coś się ruszało.
-Co do...- staliśmy na smoku, to znaczy lecieliśmy na wielkim błękitnym smoku. Spojrzałam w dół by sprawdzić wysokość ale szybko go odwróciłam. Jo prychnął ze śmiechu.
W końcu wylądowaliśmy na ziemi. Nim sie obejrzałam byłam już jakieś dziesięć metrów od smoka i Jo. Chłopak głaskał wielki łeb stwora szepcząc coś do niego. Smok zansął a dłonie bambo świeciły się jakby wysysając z jaszczura całą energię.
Chodź tu. Nie bój się moje dziecko przemówił jakiś głos w mojej głowie Podejdź poczuj moją moc spojrzałam znów stronę zwierzęcia, patrzył na mnie swoimi złotymi oczami i dalej mnie wołał Nie bój się przecie... głos się urwał a łeb smoka przebił srebrny miecz. Pisnęłam z przerażenia, przecież to miecz Johnnego, jak on mógł. Chłopak stał tyłem do mnie wpatrując się w wypływającą z rany krew, skierował głowę w moją stronę- białe oczy, i wtedy smok eksplodował chlapiąc nas swoimi wnętrznościami.
-Taaa to był jeden ze szpiegów.- powiedział Jo wycierając twarz.
-Potem się umyjesz, mamy mało czasu.- i pociągnął mnie za sobą przez las. Nie mogłam wypowiedzieć ani słowa, to co przed chwilą zobaczyłam, to co przeżyłam, przecież ten smok nas uratował i nie chciał nas skrzywdzić, prawda? Gałęzie uderzały mnie w twarz gdy tylko moje stopy dotknęły ziemi. Biegliśmy jeszcze przez jakiś czas aż dotarliśmy do wielkiego wodospadu.
-To smoczy wodospad. Tu będziemy bezpieczni, narazie.- zostawił mnie i skoczył do wody, nareszcie odzyskałam głos.
-Dlaczego to zrobiłeś?- zapytałam gdy zmywał z siebie krew.
-Dlaczego zrobiłem co?- zdjął z siebie koszulkę i rzucił nią we mnie.
-Dlaczego zabiłeś tego smoka.- usiadłam na brzegu.
-By zdobyć zaufanie króla smoków a po za tym, był szpiegiem.- wyszedł na brzeg.
-To dlaczego nas uratował?- zrzuciłam z ramienia chyba kawałek mózgu.
-By wzbudzić nasze zaufanie. Zrozum w tym świecie nie można ufać nikomu.- pchnął mnie do wody. Niebieskość zawirowała mi przed oczami.
-Teraz się umyj ja rozłoże namiot.- przewróciłam oczami i popłynęłam przed siebie żabką. Kawałki ciała smoka odklejały się ode mnie i rozpuszczały przy kontakcie z wodą, podpłynęłam pod spadającą wodę.
-Wracaj!- krzyknął chyba Bambus i usłyszałam plusk. Spadająca woda gniotła moje ramiona i głowę, nagle poczułam szarpnięcie za szyje i wodna rozkosz poszła się jebać.
-Mówiłem ci że masz wracać.- warknął nie kto inny ja Johnny, jego palce zaciskały się coraz bardziej na mojej szyi dusząc mnie. Widziałam wściekłość na jego twarzy jakby chciał mnie zabić. Zbliżaliśmy się do brzegu a uścisk nie zelżał.
-Co ja mam z tobą zrobić?- wymamrotał i cisnął mną o brzeg tak aż gwiazdy mi się pokazały. Łapczywie wciągałam powietrze i łapałam się za szyje czując jak mnie piecze.
-Co.. Co ..cię napadło?- wyspalam.
-Uratowałem cię..- wstałam
-Uratowałeś?! Ty chciales mnie udusić!- podszedł do mnie.
-Blue zrozum...- wyciągnął do mnie dłoń.
-Co mam zrozumieć?-sapnięcie- Że chciales mnie udusić dla mojego dobra?- uderzyłam go w twarz.
-Przepraszam...- szepnął, machnęłam na niego rękoma i poszłam w stronę namiotu.
-Zaraz będę robić kolacje.- rzekł gdy byłam już przy wejściu.
-Nie jestem głodna.- zchowałam się i przykryłam kocem. Co się z nim dzieje? Wcześniej taki nie był. Usłyszałam szelest śpiworu i poczułam zapach mięty i cytryny, nie panowałam nad sobą- odwróciłam się, i leżałam teraz twarzą w twarz z Bambo.
-Przepraszam.- szpenął i przybliżył się.
-Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te przeprosiny.- usiadłam. Patrzył na mnie teraz z dołu wzrokiem kota ze Shreka.
-Chciałem cię chronić. Ten wodospad zabija i no... Nie chcę cię stracić.- uniosłam brwi ze zdziwienia -Bo Samantha by mnie wykastrowała.- dokończył szybko. Poczułam jak oplata mnie swoimi ramionami i siada tuż przy mnie. Jego ciepłe usta pieścił teraz moją szyję tam gdzie zaciskał wcześniej palce.
-Przepraszam Bluel.- ścisnął mnie mocniej i wtulił w siebie.
    Halo ziemia do Blue dlaczego ja w ogóle na to pozwalam? Ma być zimną suką anie misiem do tulenia. Halo! przemawiała do mnie moja ''zła'' strona, ale nie posłuchałam jej i odwzajemniłam uścisk Jo cicho śmiejąc się przy tym.

1 komentarz:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Award! <3 Więcej informacji znajdziesz tuuu : http://touch-fanfiction-niallhoran.blogspot.com/2014/09/liebster-award-1.html :*

    OdpowiedzUsuń