poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 11

Haha ma internety!! Kocham Świnoujście! Przystań zajebista i Plaza tez. Ma dla was nowy rozdział radowac mi się. Kocham Świnoujście!! <3

                                      Pozdrowienia z 50. etapowych regat turystycznych przesyła                                                                                                             Bluel Namess
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
                                                            Rozdział 11
Widok pana Andrewsa tuż po ataku przeraził mnie. Wycelowałam w niego broń a wczesniej poknęłam go w jaja. Powinnam być raczej bezpieczna.
        Andrews leżał skulony na ziemi. Ups... Nie wiedziałam że aż tak go za boli. Wysiadłam i podeszłam do niego
-Wszystko dobrze?- dotknęłam jego ramienia
-Mogę być tylko bezpłodny, ale po za tym to nic mi nie jest- wstał i otrzepał się
 -Co ty w ogóle tu robisz?- zapytał
-Wyjeżdżam na wakacje- i ratować swoją dupe przed jakimiś pojebami których mam być władczynią
-Aha, widzę że sama nie jesteś- podszedł do auta a ja wycelowałam w niego pistolet
 -Jestem z kolegą. A pan skąd się tu wziął?
- Przejeżdżałem i zobaczyłem stłuczkę i odłóż tego gnata dziecko, bo se jeszcze coś zrobisz.
- Proszę się odsunąć od auta. Pan sobie poczeka obok krzaczka. Dobrze?
- Dobrze poczekam.
Ustawił się grzecznie obok krzaczka a ja wyciągnełam Johnnego z wraku. Był nieprzytomny, ale oddychał. Nim się obejrzałam Andrews stanął obok mnie i przejął ciało, położył na ziemi a z kieszeni wyciągnął latareczke. Spojrzałam przez jego ramię, sprawdzał jak źrenice Jo reagują na światło, potem jeszcze go skontrolował i wstał
-Będzie żył. Narazie niech śpi, potrzebuje tego.
-Kiedy wróci do siebie?
-Za parę godzin lub dzień. Widać że długo nie spał.
-Za parę godzin to my mieliśmy być na lotnisku.
-Będziecie. Miałem z wami lecieć.
Po tych słowach wziął bezwładne ciało Bambo i zaniósł do swojego auta. Nie ogarniałam jak on niby miał z nami lecieć? Może jako opiekun, albo załatwił bilety. Dobra nie ważne dopytam się go.
Podeszliśmy za wrak auta w które w nas wjechało. Moim oczom ukazał się czarny Jeep. Wychowawca położył Johnnego na tylnych siedzeniach a ja usiadłam z przodu. Andrews odpalił auto i odjechaliśmy
-Jak pan nas znalazł?- spojrzał się na mnie
 -Wiedziałem że nie uwierzysz- wypuścił powietrze z ust i mówił dalej
 -Tropiłem nie daleko i zauważyłem, że opętani czegoś szukają. Pojechałem za nimi i tak was znalazłem- teraz mu uwierzyłam, ale jedno mnie niepokoiło
 -Jak to opętani? Zaatakował nas tylko jeden- poprawił się na fotelu -Reszta... Tak powiedzmy zaginęła w akcji- wzrok miał nie pewny a na jego skroni pojawiła się kropelka potu. Postanowiłam ciągnąć tę rozmowę dalej
-Jak niby zagineli w akcji?
-Rozszarpało ich.
-W jakim sensie?
-Zabiłem ich. Nie męcz mnie już.
-Jak pan ich zabił? Wcześniej mówił pan coś o rozszarpaniu.
-Kurwa. Daj mi narazie spokój!
-Spokojnie. Tylko bez wulgaryzmów.
-Powiedziała dziewczyna która co drugie słowo potrafi klnąć.
-Nie przesadzajmy. Najwyżej co czwarte.
-Powiedzmy że ci wierze. Powiedz mi jak to możliwe że tamten gość zaatakował Jo a nie ciebie?
-Skąd pan wie że on nazywa się Jo?
-Znamy się. Odpowiedz na pytanie.
-Jo wspominał że oni boją się wilkołaków. A ja chyba nim jestem.
-Jesteś owszem, ale nie wiadomo po kim. Powiedz farbowałaś kiedyś włosy?
-Aha?... Nie, nigdy nie farbowałam włosów.
-Teraz to się zmieni i kupimy ci jeszcze soczewki.
-Czyli zmiana wyglądu obejmuje kolor oczu i włosów.
-Tak. Podaj mi telefon. Jest pod siedzeniem.- Schyliłam się i poruszałam ręką pod fotelem aż natrafiłam na telefon, wciągnełam go i podałam Andrews'owi. Kiwnął tylko głową i zaczął wybierać numer do gdzieś tam. Spojrzałam na Jo, leżał spokojnie, oddychał a po ranie na łuku brwiowym nie było śladu. Nic mnie już nie zdziwi... Z tego co zrozumiałam jedziemy teraz na lotnisko i lecimy do Los Angeles
-Jedziemy teraz do motelu tam cię przefarbujemy- wyrwał mnie z toku myślowego
 -Z tego co wiem to wygląd miałam zmienić w L.A- uśmiechnął się lekko
 -Mała zmiana planów. Odrazu lecimy do Barcelony z L.A do za duże ryzyko- rozczarował mnie, chciałam zobaczyć Los Angeles nigdy tam nie byłam i znów okazja przeszła mi obok nosa.
    W końcu odjechaliśmy do jakiegoś motelu. Wysiedliśmy i Andrews ruszył w stronę recepcji a ja pilnowałam Jo. Żal mi go trochę było, musiał na serio porządnie przywalić w tę kierownice. Przejechałam palcami tam gdzie była rana, drgnął a ja cofnęłam rękę. Za moimi placami był Andrews
 -Blue Knowles się martwi? Nie wierze- rzuciłam mu wkurwione spojrzenie
-Chyba pana pojednało. Rana szybko zniknęła więc ciekawość się odezwała po...- uderzył mnie pięścią w ramię
-Dobra nie tłumacz się już. Weź walizki z bagażnika a ja śpiącą królewnę- otworzyłam bagażnik i wciągnełam walizki + jakąś starą teczkę.
     Nasz pokój był dwuosobowy z dostwionym łóżkiem które ja sobie zajełam, łazienka też była malutka ale czego oczekiwać na jedną noc
 -Położe narazie chłopaka na osobnym łóżku a potem go przeniose.- i moje marzenie o czystej i pachnącej pościeli legło w gruzach
 -Mogę mówić do pana po imieniu lub nazwisku? Nie lubie powtarzać ''pan Andrews''- położył Jo na łożu i spojrzał na mnie
-Bądźmy na ty ok? Ale jak już to mów nazwiskiem.- w odpowiedzi kiwnęłam głową
-A więc Andrews masz wszystko co potrzebne do mojej ''przemiany''?- na słowo ''przemiana'' wzdrgnął się i głośno przełknął ślinę
-Wiem jak lubisz swój kolor włosów więc kupiłem kilka szamponetek i zielone soczewki- skrzywiłam się, nienawidzę zielonych oczu ale teraz będę musiała przeżyć
-Dobra dawaj mi te rzeczy i miejmy to z głowy- wyjął z torby reklamówke i podał mi ją
-Pofarbujesz włosy sama czy ci pomóc?- spojrzałam na niego przez ramię
 -Dam rade sama- uśmiechnął się, on cały czas sie szczerzy no ile można?!
-Mam nadzieje że lubisz brązowy kolor- mówiąc te słowa kiwnął głową w stronę Johnnego. Poszłam w stronę łazienki wyłożonej żółtym marmurem. Na bogato kurwa. Nalałam farby do kubeczka stojącego przy umywalce, wymieszałam i nałożyłam na włosy. Mój piękny kruczo-czarny kolor znikł pod warstwą brązowego kremu. Chwyciłam pudełko z soczewkami, wyjełam zawartość i po chwili miałam pierwszą soczewkę na palcu.
        Całe przygotowanie zajęło mi jakieś dwadzieścia minut i w zielonych oczach wygladalam okropnie a brązowa farba nie pokryła całości moich włosów. Cóż biedne życie ''wybranej''. Wyszlam z  lazienki i pokazalam sie Androsowi ktory gwizdnal i rzekl
-No no no teraz w ogole nie wygladasz jak z przepowiedni- prychnelam na niego i podeszlam do Jo
-Kiedy sie obudzi? Martwie sie troche- uslyszalam cichy chichot
-Spokojnie jak rana sie zagoila to juz polowa drogi.- spojrzalam na niego
 - Zostajesz z nim czy idzesz ze mna na impreze?- zapytał
 -Poproszę opcje C- spojrzał się na mnie ja na debila potem powiedział ''aha'' a potem potrząsnął głową w oznace że nie ogarnia o co chodzi
 -Opcja C to wybudzenie go i pójście na impreze wraz z nim- jego spojrzenie mówiło ''pojebało cię dziewczynko''
 -Jak ty chcesz to niby zrobić?- i teraz wiem jak czuł się ojciec kiedy o to pytałam -Daj mi zimną wodę a jak masz to krem do twarzy jaki kolwiek i adrenalinę lub energetyk- ostrzegam nie probojcie tego w domu pamiętajcie ze jakieś półtora godziny temu brałam więc wyobraźnia działa. Andrews podał mi wszystko o co prosiłam tylko zamiast adrenaliny to energetyka. Wymieszałam energetyka z kremem do twarzy, posmarowałam tym twarz Jo, odczekałam chwilę aż delikatnie się wchłonie i oblałam go miską lodowatej wody. Efekt był natychmiastowy, Johnny wstał odrazu i usiadł na brzegu łóżka
 -Blue jesteś cała?!- krzyknął, przytrzymałam go za ramiona by czasami mnie nie uderzył
 -Jestem cała ty poległeś w walce więc nie zgrywaj bohatera- po jego twarzy widziałam że miał stuprocentową pewność że jestem w pełni zdrowa
 -Dobra co z autem?- po tym pytaniu rozległ się głos za mną
 -Do kasacji Jo, wiem żal takiej fury, ale ty przynajmniej cały jesteś.- odwróciłam się a Andrews stał oparty o stolik nocny ze szkalną whiskey w ręku
 -Twoje zdrowie gówniarzu- upił łyk trunku
 -Mike ty stary psie. Gdzieś się podziewał?- mówiąc to wstał i wraz z Andrews'em zrobił niedźwiadka
-Mike? Skąd wy kurwa się znacie? Czy mogę liczyć chociaż na zasrane wyjaśnienia?!- odpuścili okazywanie sobie uczuć i spojrzeli się na mnie. Wyglądali jak para geji, nie kłamie
 -Mike to skrót od Michael. Poznaliśmy się podczas walki z upadłymi, złączyliśmy siły wraz z jego watachą- a myślałam że nic mnie już nie zdziwi i jednak się myliłam
-Dobra to idziemy na tą imprezę czy nie? Muszę się napić by przyswoić sobie wszystko- skrzywili się lekko, ale i tak ruszyliśmy szukać jakiegoś klubu w okolicy.
Poszukiwania nie trwały długo. Dosłownie za naszym motelem był mały bar z którego słychać było muzykę i widać było wchodzących do niego ludzi. Weszliśmy do środka. Na przeciwko drzwi wejściowych stał wielki bar, pod ścianami stały stoliki a środek został pusty dla osób tańczących. Rozejrzałam się dookoła, wszystkie dziewczyny były w miniówkach i bluzkach z dekoltem do kolan, kozaki na szpilach. Kurwa trafilśmy na zjazd dziwiek, ale chłopakom najwyraźniej się podoba. Upodobniłabym się do nich ale jedyne ubrania jakie miałam to głównie same T-Shirt Johnnego i krótkie spodenki no i oczywiście moje ulubione czarne clipersy, i to właśnie miałam na sobie ale pozwoliłam sobie przerobić  t-shirt Jo i tak się nie obrazi... Chyba. Podeszłam do baru i zamówiłam tequila dla siebie i chłopaków. Po kilku poszliśmy tańczyć, muzyka wypełniała całą salę a dziwki tańczyły w stylu ''przeleć mnie jestem napalona''.  Jo był najebany w trzy dupy, Mike był jakimś cudem trzeźwy a ja szalałam jak zwykle czyli: sex w toalecie, alkohol, trawa, sex i alkohol. Po kolejnym numerku w kiblu poszłam szukać Mike'a który jak się okazało stał przy barze
-Siema. Ja się bawisz?- zapytałam
-Jest zajebiście. Szukasz może Jo?- po chuk on się mnie o to pytał? teraz ciekawiło mnie gdzie on jest
 -W tym momencie tak. Gdzie jest?- w odpowiedzi skierował swoją rękę w stronę męskiej toalety, podziękowałam mu skinieniem głowy i poszłam we wskazanym kierunku.
Dlaczego w męskim zawsze wali zgniłym jajem? Nie wiem, ale to nie jest najpiękniejszy zapach. Lustra w łazience były rozbite i pomazane, umywalki mokre dookoła, pisuary osikane a drzwi od kabin wyrwane z zawiasów oprócz kilku. Otworzyłam jedne z ocalałych drzwi -pusto, z drugimi to samo a z trzecich wylatuje jedna z dziwek a za nią jakiś mięśniak, który wyglądał jak jeden z tych którym mózg wparował razem ze sterydami. Dziewczyna wybiegła z kabiny z krzykiem, a chodzący steryd rzucił z całej siły w nią jej kozakiem
-Pierdolona dziwka- wrzasnął
-A ty co się gapisz?- rzucił moją stronę
-Ogranicz sterydy to może cię zechce- wiem że za to co mu teraz mówić oberwe, ale brakuje mi adrenaliny
-Wypierdalaj stąd! Znaczka nie widziałaś?!- uderzył pięściami o ścianę
-Idź się zabaw z ręką bo najwyraźniej nie wyżyty jesteś- oj oberwe za to jak nic, boże żebyście widzieli jaką ma teraz czerwoną twarz
-Ty suko!- uderzył mnie
-Jak śmiesz!- kopnięcie
 -Spierdalaj!- krzyknełam i kopnęłam go w jaja a potem popchnęłam w stronę wyjścia. Był tak nawalony że nie wrócił się nawet tylko wyszedł. Podeszłam do ostatniej kabiny z której wystwał kawałek buta. Otworzyłam drzwi a moim oczom ukazał sie widok klęczącej dziwki i siedzącego na kiblu Johnnego gdyż mu obciagała, nie mogłam się powstrzymać od komentarza
-No widzę że przestałeś być dziewicą- spojrzał się na mnie a głowa rudej dalej chodziła to w górę to w dół
-O Blue miło że wpadłaś przyłączysz się?- spojrzałam na niego z obrzydzeniem
 -Za wysokie progi dla ciebie Bambusie jeszcze byś za szybko doszedł- zaśmiał się i położył rekę na głowie rudej
 -Szpokojnie jeszcze będziesz tego chciała- prychnęłam
-To se poczekasz. Zrób mu szybko dobrze bo musimy juz spadać. Widziałam kilku opętanych- poklepałam rudą po dupie i wyszłam z pomieszczenia. Nie wiedziałam że zapach wódki i fajek może być jak tlen-naprwadę. Szybko odnalazłam Andrews'a i wyszliśmy z klubu na zegarku dochodziła trzecia nad ranem i słońce już wschodziło. Szliśmy gdy nagle Andrews się zatrzymał i nerwowo wciągał powietrze nosem
-Co jest?- zapytałam
-Upadli gdzieś tu są i nie są sami- odsunął mnie od siebie i zaczął się przemieniać. Wszystkie jego mięśnie rozszerzyły się a skóra obrosła sierścią, po chwili twarz mu się wydłużyła i zamieniła w pysk a paznokcie zastąpiły pazury. Poruszał na sie teraz na czterech i przysunął się bliżej mnie. Słyszałam kroki a przed oczami powoli pojawiały nam się postacie. Jako pierwsza okazała się postać upadłego z wilkiem na smyczy następnie kolejni upadli powoli wyłaniali się z ciemności. Popatrzyłam na wilka u boku upadłego, wyglądał podobnie do Mike w wilczej postaci, skierowałam wzrok na Andrews'a- miał smutek w oczach. Napastnicy zbliżali się do nas z włóczniami wycelowanymi w naszą stronę. Mój wilk rzucił się do walki i po sekundzie rozległ się krzyk jednego z upadłych, ten sam który słyszałam na stacji. Andrews zabił jednego z nich i wtedy opętany wilk rzucił się na niego, rozległo się warczenie wraz z piskami a Mike lekko kulał. Napastnicy dalej zbliżali się do mnie, wyjęłam pistolet zza paska i strzeliłam w jednego- nic, jego twarz tylko rozpłynęła się na chwile by przepuścić pocisk i znów wróciła do poprzedniego stanu. Włożyłam pistolet zza pasek i przygotowałam się na atak. Skupiłam w dłoniach energię i czekałam aż któryś się na mnie rzuci. Wiatr zawiał i sierść latała dookoła a jeden z upadłych rzucił się na mnie z włócznią w rękach. Przesunęłam sie w bok by uniknąć zderzenia z nim i rzuciłam w niego energią, uniknął kuli i wyrzucił włócznię w moją stronę, skrzyżowałam ramiona przed sobą i znów rzuciłam w niego energią za pomocą ''x'' zrobionego z niej. Włócznia rozpadła się a jej odłamki zabiły napastnika ''i co teraz skurwielu?'' pomyślałam i przyjełam kolejny atak. Tym razem napastnik miał maczugę jako broń. Dostałam cios w plecy i padłam na ziemię. Ból był makabryczny sparaliżowało mnie na moment i nie mogłam nic zrobić. Spojrzałam na swoje dłonie-energia znikła. Upadły stanął nade mną a ja jak idiotka czekałam na ostateczny cios, spróbowałam się poruszyć ale ból na to nie pozwalał. Zamknełam oczy i czekałam na śmierć.
Usłyszałam odgłos ciała padającego na ziemię. Ból już zelżał i zaczełam wstawać powoli. Okej jakoś wstałam i utrzymałam się na nogach. Było już po wszystkim -zero wilków, zero upadłych tylko Mike cały we krwi i Jo z zakrfawionym mieczem. Machnęłam na nich ręką i ruszyłam w stronę motelu
-Dobrze sobie poradziłaś!- krzyknął Andrews
-Masz talent!- dodał Johnny
 -Dobra chodźcie bo ja nie chce znów oberwać- grzecznie poszli za mną.
  Po krótkim marszu już byliśmy w pokoju. Chłopaki odpalili telewizor a ja poszłam do toalety zobaczyć straty.
  Dwa nowe tatuaże na plecach jedna rana na obojczyku, oprócz tego nowe umiejętności i ból pleców. Umyłam się szybko, ubrałam i ruszyłam w stronę do łóżka. Na łożu małżeńskim siedział Jo z Andrews'em  a pomiędzy nimi jakaś wielka stara księga nad którą unosiły się litery i kolory. Podeszłam bliżej i chłopaki się odwrócili
-Siadaj księżniczko musisz wiedzieć co cię czeka- grzecznie usiadłam i pochyliłam się nad księgą, Jo odsunął mnie lekko od niej. Siedzieliśmy w ciszy której miałam natychmiastowo dość
-Mike co się stało wtedy podczas ataku?- wzrok miał utkwiony w światłach emitujących z księgi, ale i tak odpowiedział
-Ten wilk co z nimi był to... To był mój brat i ja musiałem go zabić... Jest gorzej niż myślałem. Blue tym bardziej musisz koniecznie znaleźć się w Barcelonie i to już niedługo.- trząsł się cały i John dokończył za niego
-Przepowiednia mówi że jeśli upadli opetają władcę watachy Wieczności to umarli powstaną z zaświatów i opetają wszystkich ludzi a szatan będzie panem.- zabrzmiało to jakby ksiądz prawił kazanie w kościele, ale słuchałam dalej
-Tylko pełnokrwista władczyni Angel Blood czyli dziejszego Tirror Blood, może ocalić wilkołaki jak i ludzi. Musi ona zejść do swojego królestwa i przez przejście znajdujące się w sali zaklęć pójść na spotkanie z szatenem i wykonać trzy zadania. Lecz zanim to zrobi musi spotkać się z szamnką watachy i wilczej postaci oddać się wtopieniu- spojrzał z żalem w oczach na mnie
 -Jak mam się tam dostać?- zapytałam
-Przejście do Tirror Blood znajduje się w pomniku Kolumba na La Rambla w Barcelonie.- przypomniał mi się mój sen ja, mama i tata wchodzących do tego miasta
-Byłam tam już kiedyś z rodzicami, ale nie pamiętam wszystkiego dokładnie- patrzyli na mnie ze zrozumeniem w oczach i Mike w końcu przemówił
 -Jutro jedziemy na lotnisko i lecimy do Barcelony. Tam czekają na was przyjaciele ja zniknie wam z oczy w pierwszym lepszym lesie muszę znaleźć tych którzy jeszcze są.- zamknęli księgę, spojrzeli na mnie i zgodnym chórem powiedzieli
    -Blue potrzebujemy Cię.- i te słowa będę mni męczyć całą noc.

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 10

Przepraszam że tak długo to trwało, ale mój tablet działa jak chce. Wierze w to że ten rozdział się wam spodoba.
                                                                                           ~Bluel Namess
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Wybiegliśmy z mieszkania jakby sie paliło, taranując każdego kto stanie nam na drodze. W ogóle ni wiedziałam co się właściwie dzieje, przecież upadli i tak krążyli ciągle i wszędzie.
        Wsiedliśmy do Audia i z piskiejm opon ruszyliśmy w drogę. Johnny gorączkowo rozglądał się na boki podczas jazdy. Postanowiłam zacząć wywiad - Powiesz mi w końcu co tu się kurwa dzieje?!- zmienił bieg.
- Mówiłem ci upadli krążą...
- Tyle to ja też wiem i nic to nie wyjaśnia!
- Przestań się drzeć. Upadli postanowili opętać połowę miasta.- zamarłam
- Jak to połowę miasta?- poprawił dłonie na kierownicy
- Ludzi z którymi miałaś kontakt. Musimy wyjechać. Kupiłem bilety. W przyszły weekend lecimy do Barcelony. Isabell będzie tam na nas czekać.- oparłam głowę o szybę i wzięłam głęboki oddech
-A co z Jordanem i resztą?- spojrzał na mnie kątem oka
- Są bezpieczni. To wilkołaki nic im nie grozi. Aha, musisz zmienić wygląd.- oczy wyszły mi z orbit
 - Jak mam niby zmienić wygląd skoro jakieś pojeby na mnie polują. Pomyślałeś o tym?! - widziałam wyraźne wkurwienie w jego oczach. Następną część drogi nie odzywał się do mnie aż w końcu nie wytrzymałam -
 Możesz mi chociaż powiedzieć dokąd jedziemy?- auto przyśpieszyło a on nie odrywał wzroku od drogi
- Jedziemy do Los Angeles i tam zmienimy tożsamość- pokiwałam głową ze zrezygnowaniem i odchyliłam fotel do tyłu, zamknełam oczy i pozwoliłam by buczenie auta uspało mnie.
       Obudziłam się przy granicy stanowej, gdy John już zwalniał. Chwila... Czy ja mam paszport? Czy ja kiedy kolwiek miałam jakiś dowód tożsamości? Nigdy nie wyjeżdżałam z tego stanu oprócz przeprowadzki do niego, ale tak to nigdy.
Audi przyśpieszyło i znów byliśmy w drodze. Przywróciłam fotelowi pozycje pionową. Przyglądałam się chłopakowi za kierownicą. Jego wzrok był był niepewny, mięśnie na całym ciele napięte a palce nerwowo bębniły o kierownice. Nie mogłam z niego wyglądał jakby siedział na kiblu i kupe robił. Zaczełam się śmiać. Zjechaliśmy na pobocze i Jo wybuchł
- Co cie tak bawi do kurwy jasnej?!- nigdy nie widziałam jak wybucha wystraszyłam się delikatnie
 -Możemy zginąć a ty się śmiejesz!- krzyczał na mnie, bałam się, widziałam do czego jest zdolny i nie chce być jego kolejną ofiarą
- Nie wiedziałam że to cię aż tak wkurwi- wyjąkałam, chyba zauważył moje przerażenie ponieważ twarz mu złagodniała
- Powiesz mi z czego się śmiałaś?- nerwowo wyjrzał przez szybę
- Wyglądałeś jakbyś klocka sadził - uśmiechnął się delikatnie
- Serio? Heh... Sory że tak na ciebie nakrzyczałem...- zrobił minę zbitego psa i jak ja mam się nie śmiać co?
- Nie musisz przecież i tak ciągle ratujesz mi życie- stłumiłam śmiech i poklepałam go po ramieniu
- Jedźmy już. Niepewnie się tu czuje.- pokiwał głową na znak że się zgadza i odpalił samochód.
Jedziemy, na zegarku dochodzi pierwsza w nocy i jest w chuj nudno
- Zatrzymany się gdzieś na noc czy śpimy w aucie?- przerwałam ciszę
- Dzisiaj prześpimy się w TT a jutro jeśli będziesz chciała poszukamy motelu- po chwili zjechaliśmy na parking jednej ze stacji. Wysiadłam z samochodu, poszłam się odświeżyć a John został i szykował nam spanie. Nie wiem dlaczego ale nie czułam się tu pewnie, co krok moje mięśnie się napinały a po skórze przechodziły ciarki. Poszłam do toalety i pierwsze co ujrzałam to swoje odbicie w lustrze. Nie miałam makijażu, włosy nie uczesane a z ust waliło mi zgniłym jajem. Puściłam wodę z kranu i patrzyłam jak znika w odpływie, zaczęło się, mój kac dał o sobie znać i pozbyłam się zawartości żołądka. Biedne naleśniki, takie dobre i odpłynęły. Podniosłam głowę i spojrzałam w lustro. Zamiast mojego odbicia był upadły. Patrzył na mnie swoimi czerwonymi ślepiami, w ręcę trzymał włócznię a jego para miała czarny kolor. Mimo jego morderczej natury ten widok był piękny. Odsunęłam się kawałek od lustra i wciągnełam do niego rękę, nie kontrolowałam tego co robię byłam zaczarowana jego widokiem. Moja ręka zbliżała się do niego i wtedy wydał z siebie przeraźliwy krzyk. Ten dźwięk przeszył moje ciało, piszczało mi w uszach a przed oczami zrobiło mi się czarno, nic nie widziałam. Nagle poczułam że ktoś ciągnie mnie za kostkę, padłam z hukiem na ziemię i napastnik dalej ciągnie mnie za kostkę w stronę lustra. Zaczełam krzyczeć, ale on wydał z siebie jeszcze mocniejszy krzyk który przerodził się w pisk. Kopałam, wyrywałam się i nic, nawet nie widziałam kogo lub co kopie. Spojrzałam na swoje nogi, nie było na nich nic. Spojrzałam w górę, postać w lustrze miała wyciągniętą rękę przed siebie, ciągnęła mnie do siebie. Przewróciłam się na brzuch i chwyciałam stojący obok drzwi śmietnik, upadły znów zakrzyczał i znów chwilowo straciłam wzrok. Miałam już śmietnik w dłoniach i z całej siły rzuciłam nim w lustro. Tafla rozpadła się na milon kawałków a zamknięta w nim postać rozpłynęła się. Ucisk na mojej kostce znikł, popatrzyłam po sobie, nic mi nie było. Wstałam z ziemi, moje dłonie zacisnęły się w pięści, byłam gotowa na atak ale nic się nie działo. Śmietnik znów stał na swoim miejscu, lustro było w jednym kawałku a ja stałam jak ta idiotka z otwartą gębą i gapiłam się w swoje odbicie. Zakręcioło mi się delikatnie w głowie i wyszłam z pomieszczenia.
    Stacja była pusta, zero klientów, półki wypełnione były produktami a za ladą stał sprzedawca który już przysypiał. Wybiegłam z budynku w stronę samochodu Johna. Chłopak stał oparty o maskę, ale to nie był on. Chłopak opierający się o maskę być może miał jego kształt, ale jego ciało było mgłą. On był zjawą. Zakryłam usta dłonią ale mimo to wydałam z siebie pisk. Zjawa odwróciła się i znów była Johnnym
-Blue? Spokojnie.- podchodził do mnie powoli jak do dzikiego zwierzęcia.
- Kim ty kurwa jesteś?! - odsunęłam się
- Wejdź do auta. Wszystko ci wytłumacze- podbiegł do mnie i chwycił mnie za rękę. Wyrywałam się ale on zakrył mi usta, wziął na ręce i zaciągnął do auta. Posadził mnie po stronie pasażera zatrzasnął drzwi i usiadł na moich kolanach tak by patrzeć na moją twarz. Położył moje dłonie pod swoje kolana bym nie mogła się ruszać. Położył dłonie na ramiona i tłumaczył
-Jestem zjawą, ale tą dobrą. Nikt oprócz Isabell i teraz ciebie o tym nie wie. Jestem zabójcą upadłych. No to tyle- zatkało mnie
-Wiem że jesteś teraz wkurwiona, ale ze mną nic ci nie grozi- odetkało mnie
- Kiedy ty zamierzałeś mi to powiedzieć?! Jak ja niby mam kurwa czuć się bezpiecznie ze zjawą obok? Pojebało cię?!- skrzywił się
- Nie pojebało mnie. Oboje wiemy że gdybym ci to wczesniej powiedział to byś spierdalała gdzie pieprz rośnie.- przechyliłam głowę na bok
-Złaź ze mnie! - już schodził gdy nagle cały zesztywniał
- Wiem że się podnieciłeś ale możesz już zejść.- znów przyłożył mi dłoń do ust
- Cicho... - ugryzłam go
- Co się dzieje?- wzrok miał utkwiony gdzieś daleko
- Opętani tu są. Szukają czegoś, ale nie ciebie- rzuciłam mu spojrzenie pt:"O co ty kurwa mówisz?" i powiodłam oczami tam gdzie on patrzył
- Nic nie widzę- on szybko odchylił moją głowę do tyłu i patrzył dalej w przestrzeń. Odwóciłam głowę do tyłu i wtedy zobaczyłam zbliżającą się do nas postać. Szturchnęłam Johna głową
-Widzę- tylko tyle powiedział i znów spojrzał na mnie
-Co zamierzasz teraz robić?- zapytałam
-Póki jesteśmy w środku nic nam nie grozi- położył mi dłoń na ramię i po chwili ją cofnął
-Tył jest rozłożony. Teraz ja powoli się tam prześlizne a potem ty, ok?- kiwnęłam głową w potwierdzeniu. Johnny zszedł ze mnie i powoli przeszedł na tył auta, ale ja nie zamierzałam wstawać bo to przypominało by wstawianie słonia. Odchyliłam fotel do tyłu i powoli przeczołgałam się na tylne siedzenie
-No nieźle, gdybym ja to zrobił dziwnie by to wyglądało.- powiedział Jo a mi zadziałała wyobraźnia
 -Heh... Prędzej bym cię skopała, ale to szczegół- uśmiechnął się lekko i podał mi koc.
Leżeliśmy w połowie na siedzeniach w połowie w bagażniku. Szczerze mówiąc wygodnie było, kocyk, poduszeczka żyć nie umierać po prostu. Leżałam na plecach a on na brzuchu i patrzył przez szybę bagażnika
-Dalej tam są. Mam przeczucie że upadli też gdzieś tu są.- powiedział
-Widziałam jednego w lustrze... Złapał mnie za kostkę i ciągnął do siebie...- odwrócił się w moją stronę
-To nie był upadły. To był duch który opętanego. Wykorzystują to żeby znaleźć swój cel- odrazu mi ulżyło
-Ale on jeszcze wrzeszczał,  rzuciłam śmietnikiem w lustro a jak już wstawałam to nie było po niczym śladu- kącik jego ust uniósł się
-Czyli sprawdzali jak zareagujesz. Twoja reakcja było prawidłowa.- zabrakło mi słów nie mówiłam nic póki ciekawość mi się nie włączyła.
- Dlaczego nikomu nie powiedziałeś że jesteś zjawą?
- Bo wilki by mnie rozerwały.
- Kusząca propozycja...
- Dzięki za troskę.
- Ależ proszę. Co ja wczoraj robiłam?
- A chuj wie. Byłem tak samo najebany jak ty.
- Nie przesadzaj ty mnie najebanej nie widziałeś.
- Chętnie zobacze co wtedy potrafisz.
- Na za dużo to ty nie licz. Bambusie.
- Musisz być taką rasistką?
- Nie jestem rasistką, po prostu jesteś nowy w ''rodzinie''.
- Aha, czyli walka o przetrwanie?
- Widzisz jaki ty mądry.- Uśmiechnął się i oparł głowę na ręce. Spojrzałam na sufit z myślą że obok mnie leży ktoś kto jednym ruchem może mnie zabić
 -O kurwa, idą tu- słowa bambusa przerwały mój tok myślenia
-Co robimy?- spojrzał się na mnie
-Nie mam pojęcia...- do głowy wpadł mi pomysł którego będę żałować -Przybliż się do mnie- spojrzał się jak na debila
-Dobrze się czujesz?- powiedział a ja pociągnęłam go za ramię
-Wiem że będę tego żałować, ale przybliż się- pochylił się nademną i zamknął oczy -Ja cię całować nie będę. Więc nadziei sobie nie rób- położyłam dłoń na jego polik tak by zasłonić moje i jego usta
 -Wiesz że oni mają rentgen w oczach? I na to się nie na biorą- przewróciłam oczami i przechyliłam głowę na bok
-Dobra to rób co uważasz za służne, ale nie obiecuje że nie ugryze- przewrócił oczami, pogładził mnie po włosach, nachylił się i pocałował mnie. Jego wargi były miękkie i wilgotne, nie wiem dlaczego ale odwzajemniłam pocałunek.
     Otworzyłam oczy i spojrzałam na okno, nikogo już tam nie było. Odepchnełam od siebie Johnnego i wytarłam usta dłonią
-No jest dobrze dalej mam wargi- uśmiechnęłam się mimo woli i położyłam się
-Zapomnij o tym. Opętani już poszli. Nie będziesz musiał mnie znów całować- powiedziałam i zamknełam oczy
-Mi tam to nie przeszkadza. A ty odwzajemniłaś. Więc...- chwyciłam leżącą obok poduszkę i rzuciłam w niego
-Idź się pierdolić z ręką- usłyszałam jak hihotał i zaczełam zasypiać. Jedyne co pamiętam przed zaśnięciem to dźwięk kładącego się obok Jo.
                                                               
                                                                     ***
      Obudziałam się gdy Johnny odpalał silnik. Na zegarku była dwunasta trzydzieści. Najwidoczniej kierownik wycieczki postanowił mnie nie budzić. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam kubek z kawą a obok pączka -dobroczyńca. Drzwi kierowcy otworzyły się i do środka zajrzał Bambo
-Dzień dobry diablico, ruszaj dupsko bo muszę poskładać fotele. Zjesz w drodze- zaczełam powoli wstawać
-Nie mogłeś mnie obudzić wcześniej?-widziałam rozbawienie na jego twarzy
-Tak słodko wyglądałaś ze swoją otwarta paszczą, że żal było budzić- uderzyłam go poduszką i zaczełam składać koc
-Ja złoże siedzenia. Potrzebuje się obudzić- wzruszył ramionami i wyszedł z auta.
       Poskładałam wszystko i usadowiłam się na miejscu pasażera Jo po chwili znów się zjawił z jedzeniem w ręku. Położył mi dar na kolanach i ruszyliśmy w drogę. Podczas zajadania się pączkiem uświadomiłam sobie że nie brałam od dwóch dni, upiłam łyk karmelowej kawy. Skąd on wiedział że ją lubię? Nie mam pojęcia, ale ważne że była. Odezwał się mój głód narkotykowy. Chwyciłam moją torebkę i nerwowo ją przeszukiwałam jej zawartość -nic, nie było w niej tego co szukałam. Wysypałam sobie wszystko na kolana i obejrzałam wszystko dokładnie, zdażało mi się parę razy że woreczek przyklejał się gdzieś np: Do telefonu. Przeszukiwałam portfel kiedy rozległ się głos kierowcy
-Tego szukasz?- spojrzałam w jego kierunku, w jego palcach znajdował się woreczek z (moimi) ekstazy. Wyrwałam mu go z ręki
-Skąd ty to masz?!
- A jak myślisz?
- Zajebałeś mi.
- Widzisz jaka ty mądra.
- Ty pojebie! Kurwa mać! Moich rzeczy się nie rusza!
- Ty nie rozumiesz że przez to cię łatwiej znajdują?
- Chuj z tym! Niech se znajdują.
- Dobra twój wybór.
- Zrobimy tak ja wezme dwie pigułki a ty się zaraz zatrzymasz przy lesie i pójdę sobie pobiegać.
- Jak sobie chcesz, ale bierzesz ze sobą sztylet. Z tego co wiem już kiedyś zabijałaś.- po tych słowach wróciły do mnie wspomnienia:
   
    Jako dwunastolatka dostałam na urodziny pistolet od dziadka. Uwielbiałam strzelać do wszystkiego co wybrałam sobie za cel. 
       Pewnego dnia mój dziadek został zamordowany. Niestety policja po roku poszukiwań nie odnalazła mordercy więc postanowiłam sama go odnaleźć i zrobić to samo co on z moim dziadziusiem. Pamiętam że szybko go odnalazłam. Był na tyłach sklepu z jakąś kobietą. Szarpał ją i groził jej nożem. Ona dalej krzyczała ale nie pamiętam dokładnie co iwtedy jej głos ucichł. Słyszałam tylko ciche kasłanie. Chwyciłam pistolet, wycelowałam i ognia. Morderca padł na ziemie a za mną rozległy się policyjne syreny. Uciekłam jak najdalej od tamtego miejsca.
Po tym zdarzeniu zabijałam każdego kto mi porządnie podpadł. Nie wiedziałam co to litość. Miałam chłopaka który zostawił mnie dla innej a tą inną dla kolejnej. Zamordowałam go by nie krzywdził kolejnych dziewczyn.
          Moja zabawa z zabijaniem skończyła się kiedy zabiłam własną siostrę. Nie pamiętam powodu, ale rodzice powiedzieli że zmarła z przyczyn naturalnych i zapomnieliśmy o sprawie. 

   Wrociłam do żywych. Johnny właśnie zjeżdżał na ścieżkę prowadzącą do lasu. Wzięłam szybko pigułki i czekałam na efekty. Długo to nie trwało. Podniosło mi się ciśnienie a źrenice powiększyły się.
    Wybiegłam z TT gdy jeszcze jechało i zniknęłam między drzewami. Zapach rosy uderzał mnie w nozdrza, moje uszy rozkoszowały się śpiewem ptaków a oczy widokiem lasu. Przyśpieszyłam i pozwoliłam by moje nogi poniosły mni gdzie chcą. Biegłam i biegłam aż poczułam mrowienie w całym ciele. Lubiłam to uczucie, ale akurat te mrowienie było silniejsze niż zwykle. Pomyślałam że to przez moją przerwę w bieganiu i pobiegłam dalej.
Kilka kroków dalej leżał pień nabiegłam na niego i wyskoczyłam w górę ile sił, wciągnełam ręce przed siebie być dotknąć nieba. Gdy już spadłam na ziemi nie byłam sobą, byłam wilkiem. Nic sobie z tego nie robiłam. Po prostu biegłam przed siebie na wielką łąkę na której zwolniłam i zawyłam ile sił w płucach. Zrobiłam okrążenie i biegłam już w stronę auta. Cieszyłam się wolnością, moje łapy biły rytmicznie o ziemie a z pyska kapała ślina.
      Wybiegłam z lasu i znów byłam człowiekiem. Wytarłam wierzchem dłoni ślinę z ust. Jo właśnie czyścił swój miecz a w radiu leciała piosenka Jason Derulo -Wiggle. Kopnęłam szyszke i chłopak się odwrócił
-Widze że się nabiegałaś i przydałaby ci się kąpiel- machnęłam na nigo ręką i oblałam się wodą
-Ciekawa gdzie do cholery ci znajdę prysznic.- podszedł do mnie, dotknął mojego serca i opuścił dłoń. W miejscu gdzie mnie dotknął została wytatułowana kropla wody a jego oczy przybrały białą barwę, nagle poczułam jakby ktoś mnie mył ale nic takiego ne widziałam. Po tym wrażeniu powąchałam swoją skórę, pachniałam miętą- zero potu, włosy też miałam świeże i rozczesne. Z niedowierzaniem spojrzałam na Bambo
-Jak ty to zrobiles? I kiedy mnie tego nauczysz?- wzruszył ramionami i wsiadł do auta. Po sekundzie dołączyłam do niego
-Masz przy sobie telefon?- zapytał odpalając silnik
-No tak, czemu pytasz?- wciągnełam telefon z torby
-Od dzisiaj nie będziesz go potrzebowała- wyrwał mi telefon z kieszeni, wyciągnął swój i wyrzucił przez okno dodając gazu
-Popierdoliło Cię?!- zapytałam
- Już dawno. Ludzie pracującujący dla upadłych namierzają telefony. Wiec nie musisz dziękować- szczęka mi opadła
-Dobra... To co dalej?- wzrok miał utkwiony w drodze
- Jedziemy do Ohio a stamtąd do Los Angeles- przytaknęłam i oparłam głowę o szybę. Przypomniałam sobie te momenty w lesie, moment w którym zmieniłam się w wilka, moment w którym czułam mrowienie i bicie łap o ziemie. To było nie ziemskie. Wzięłam głęboki oddech aż Johnny zapytał
-Co sie tak rozmarzyłaś?- odwróciłam się do niego
-Odkryłam w sobie wilczą naturę.
-Słyszałem.
-Nie dziwi cię to?
-Nie czekałem aż sama to odkryjesz.
-Skąd ty do kurwy jasnej tyle o mnie wiesz?
-Mam trzystatrzydzieści lat u obserwuje cię odkąd się urodziłaś.
-No masz... Jest coś jeszcze o czym powinnaś wiedzieć?
-Twoje oczy zmieniają kolor co dwa lata. To chyba tyle.
-Że kurwa co?
-Twoje oczy zmieniają kolor co dwa lata. Nie wiem jak to się dzieje.
-Aha, coś jeszcze?
-Za trzy godziny obiad. To chyba dobra wiadomość?
-Jak ty mnie dobrze znasz- to były moje ostatnie normalnie powiedziane słowa. Dlaczego normalnie? Bo potem Jo włączył płytę Aerosmith i zaczęliśmy śpiewać.
     Johnny na serio miał dobry głos. Dochodziliśmy już do refrenu piosenki Love In The Elevator gdy ktoś wjechał nam w tył auta. John uderzył głową o kierownicę a ja o własne nogi. Na chwilę zapadła ciemność a potem znów było jasno i widziałam wszystko. Spojrzałam na Bambo miał rozcięty łuk brwiowy z którego sączyła się krew i był nie przytomny. Spojrzałam na siebie, nigdzie nie miałam plam krwi. Przybliżyłam się do Jo i zaczełam go dotykać po głowie, klepać po poliku ale nie reagował, sprawdziłam czy oddycha-oddychał. Odsunęłam się znów na swój fotel i myślałam co teraz zrobić. Usłyszałam kroki pochodzące z zewnątrz i szybko chwyciłam za pistolet, kroki zbliżały się. Drzwi się otworzyły i do środka zajrzał człowiek, przyjżałam mu się jego oczy były czarne a z ramion unosiła się czarna para. Załadowałam, wycelowałam ale się zawachałam się przy strzale. Dawno nikogo nie zabiłam a nie postrzeliłam. Nieznajomy zaczął zabierać do siebie Johnnego, szarpnął go i rzucił jego głową w tył. Moje wachanie minęło wycelowałam jeszcze raz i strzeliłam.
    Napastnika odrzuciło do tyłu a po chwili się rozpłynął, nagle moje drzwi się otworzyły i w drzwiach stanął pan Andrews. Odruchowo kopnęłam go w krocze.

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 9

       Wiadomość o zniszczonych rzeczach wstrząsnęła mną i dziewczynami. Żadna z nas w to nie wierzyła. Jechaliśmy w stronę stacji, mój kierowca jechał bez przerwy miałam wrażenie że on nie mruga.
        Dotarliśmy na mjesce. Na parkingu stacji było od zajebania radiowozów, a straż pożarna dopiero odjechała. Wysiadłam z auta i pognałam do pana dyrektora stojącego obok policyjnej furgonetki. Do moich nozdrzy docierał zapach benzyny i spalenizny a popiół przyklejał mi się do butów. Dobiegłam do dyrektora i zaczełam go wypytywać
- Co tu się stało? Jak do tego w ogóle doszło?- spojrzał na mne ze współczuciem w oczach
- Ktoś włamał się do waszego pokoju i wszystko wyniósł. Tylko nikt nie wie jak.- opanowanie się od uderzenia go było trudne
- Może ktoś z uczniów to zrobił. Mogę już nawet podać panu nazwiska- uśmiechnął się
- Rzeczy zostały wyniesione podczas zajęć. Więc musiał to być ktoś z zewnątrz- jego stoicki spokój mnie dobijał
- Fajna mi najlepsza szkoła na świata jak nawet nie umiecie dopilnować by nikt nie wchodził na teren.- stojący za dyrektorem sierżant odchrząknął i powiedział
- Panno Knowels z tego co nam wiadomo ucierpiały głównie pani rzeczy.- nie no ja umrę
- Że co do cholery? Chcecie mi powiedzieć że jakiś popierniczony człowiek, wbił do naszego pokoju i wyczyścił tylko moją szafę?- chwila... To nie był człowiek, to musiał być któryś z upadłych albo Zofia została Batmanem
- Dobrze, mam nadzieje że szybko znajdziecie sprawcę. Z tego co mi uświadomiono to to że dyplom czeka na mnie u pana dyrektora. Dziękuje i dowidzenia sierżancie - spojrzałam na nich po raz ostatni i odeszłam. Johnny stał oparty o bok auta
- Nie pytaj tylko zawieź mnie do campusu- gwizdnął i spakował dupsko do auta. Parę minut później byliśmy już pod campusem bez słowa wysiadłam i poszłam w stronę pokoju dyrektorskiego, John ruszył za mną
- Wiesz że to nie byli ludzie. Mam racje? -zapytałam a on pokiwał głową w odpowiedzi
- Czyli oni wiedzą co, gdzie i kiedy robię. Tak?- znów potakiwanie. Wkroczyliśmy do pokoju a pani Cambridgeshire podała mi dyplom i już mnie nie było. Dziwne nazwisko baba miała, ale jest dobrze po będę trochę na tej uczelni.
Wyjechaliśmy z terenu Harvardu i ruszyliśmy w stronę mieszkania Johnnego w Bostonie. Wystawiłam nogi za okno i porządkowałam sobie w głowie dane które zgromadziłam.

Śmierć rodziców: Sprawka upadłych i wilkołaków.
Tropienie: Wytropili mnie za pomocą energii życiowej.
Przyjaciele: Cztery pół wilkołaki, trzy normalne wilkołaki, Jo i Isabell.
Dom: Wszystkie rzeczy zostały spalone i będę teraz mieszkać u Bambo.
Cel: Odnaleźć swoje przeznaczenie.

Po piętnastu minutach drogi dojechaliśmy na miejsce. Tęskniłam za tym mieszkaniem w końcu gdyby nie ono nie przeżyłabym... Aha i jeszcze gdyby nie Jo.
     Podczas jazdy windą dotarło do mnie że jedyne ciuchy jaki mi zostały to te z biwaku i będę musiała poprosić Johnnego o pożyczenie ubrań. W końcu dotarliśmy do mieszkania
- Gdzie mam spać?- zapytałam
- W mojej sypialni. Ja będę spać na kanapie lub z tobą jeśli zechcesz- i jak go nie bić, co? Odrazu po wejściu ruszyłam do łazienki a w głowie jedna myśl: Długa gorąca kąpiel z pianką i przy świecach, wiem ze świecami przesadziłam ale kilka dni bez ciepłej wody musiało się jakoś odbić.
Łazienka Jo była urządzona nowocześnie i wszystko było białe, wanna umieszczona była na samym końcu pomieszczenia, a nad nią znajdywały się dwa wielkie okna z przyciemnianymi szybami. Puściłam wodę do wanny, nalałam płynu i zaczełam się rozbierać, spodnie poszły jako pierwsze a po nich góra, zostałam w samej bieliźnie. Patrzyłam na swoje ciało, schudłam widać to było po obojczyku który był bardziej widoczny. Spojrzałam na znamię, dotknełam go, było gorące olałam to i zrzuciłam z siebie bieliznę. Weszłam do wanny i oddałam się rozkoszy płynącej z kąpieli. Zanurzyłam się CAŁA i wypuściłam powietrze. Przeszedł po mnie dreszcz a plecy zaczęły piec, wynurzyłam się i wciągnęłam powietrze aż się zakrztusiłam. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu, plecy piekły coraz bardziej. Wzięłam do ręki słuchawkę i zlałam się lodowatą wodą co było złym pomysłem. Wyskoczyłam z wanny i padłam na posadzkę, nie mogłam wytrzymać piszczałam w myślach w końcu zabrałam się i zawołałam
- Johnny!! Aaaaaaa!- brakło mi tchu. Szybko chwyciłam ręcznik i po sekundzie chłopak już był w łazience. Jego wzrok utkwił na moich plecach
-Pomóż mi...Proszę- wyszeptałam i ból mnie pochłonął. Piszczałam aż gradło mnie bolało. John ułożył mnie na brzuchu i poszedł gdzieś, a potem wrócił ze sztyletem w dłoni. Spojrzałam na jego twarz
-C..c...Co ty robisz? Po co ci to?- wyjąkałam
- Ciii... Daj mi chwilę - uniósł sztylet nade mnie i wbił mi w plecy. Uszło ze mnie powietrze a ból zniknął, nie straciłam przytomności i nadal żyłam
- Co ty zrobiłeś?- odgranął mi włosy z twarzy
- Ktoś próbował cię zabić od środka... Zabiłem to...- pomógł mi wstać i zaprowadził do lustra
 -Najbardziej niepokoi mnie to co masz na plecach- powiedział i delikatnie odwrócił mnie bym zobaczyła o co mu chodzi
- O, kurwa... Co to ma być?- byłam zaskoczona tym co zobaczyłam. Na moich plecach znajdowały się trzy nie znane mi znaki
- Znak upadłych.- powiedział chłopak
- Skąd to się wzięło- pytałam dalej zapatrzona w znaki
- Ubierz się i przyjdź do sypialni. Wszystko ci opowiem- po jego słowach dotarło do mnie że stoje goła, z wyjątkiem ręcznika zasłaniającego przód ciała. Zasłoniłam tyłek i wyszłam z łazienki, widok zadowolonego Bambo przyprawił mnie o mdłości
-Nie gap się, bo ci tak zostanie a piękny i tak nie jesteś- wzruszył ramionami
-Przepraszam że interesują mnie dziewczyny. Ubrania są w szafie wybierz se coś- akurat wchodziliśmy do sypialni kiedy to mówił. Podeszłam do wielkiej szafy i otworzyłam ją, nigdy nie wiedziałam takiego porządku u faceta widać że rzadko tu bywa. Wybrałam tylko niebieską koszulę i ubrałam swoją bieliznę (wypraną co by nie było). Po założeniu majtek zrzuciłam z siebie ręcznik i założyłam koszulę, miałam gdzieś że mam widownię. Skończyłamu ogarniać się, usiadłam na łóżku i słuchałam wypowiedzi Bambo
- Masz cztery znaki upadłych na plecach. Znak pojawia się zawsze po ataku. Ataki były trzy razem z tym przed chwilą. Skąd masz ten czwarty?-spróbowałam sobie przypomnieć i mnie olśniło
- Alan musiał go zrobić...- odsunął się kawałek ode mnie
- Alan nie jest opętany ani upadły. Więc jak miałby to zrobić?- odgarnełam włosy z twarzy
- Zaczepił mnie przed bursem, flirty, przytulanie aż w końcu jego oczy się zmieniły i wbijał szpony w moje plecy. Później wrócił do normalnego stanu- pogapił się na mnie i wstał
- To znaczy że ktoś go kontroluje lub nie wie jak w pełni się zmienić... Obstawiam to pierwsze- po tych słowach zaczął grzebać w szafie a ja dostałam SMS'a.

Od: Party24h.com
  Zapraszamy dzisiaj wieczorem do Party Club w centrum Bostonu zasady takie co zawsze. Pokaż wiadomość a wejdziesz. Czekamy na Ciebie!

  W końcu coś miłego mnie spotkało. Szybko rzuciłam się w stronę szafy i wygrzebałam T-Shirt z którego zrobiłam sukienkę. John spojrzał na mnie wzrokiem pt:''WTF?'' i przemówił
- Co ty tworzysz?- uśmiechnęłam się
- Idę na imprezę a ty kochaniutki wraz ze mną - rzuciłam w niego czarnymi jeansami i czarną koszulą - I niby ja mam to włożyć? Sory mała to nie mój styl.- przesadził
 - Mała to jest twoja pała a ja jestem niska. No dalej wbijaj sie w to.- zatkało go
- No niech ci będzie... Ale tańczyć nie będę- wiedziałam że się zgodzi. Przebraliśmy się i o dwudziestej ruszyliśmy do centrum. Po kilku minutach drogi byliśmy już pod Party Club. Wejście było zawalone ludźmi a napis z nazwą clubu migał. Ruszyliśmy do wejścia
- Wyglądam jak pedał.- skomentował John
- To że dobrze wygladasz nie znaczy że odrazu jesteś pedałem.- zatrzymał się na chwilę i palnął
-I jak zamierzasz wejść? Do jutra tam nie wejdziemy.- przewróciłam oczami i podeszłam do mięsniaka przy wejściu, szepnęłam mu to co zawsze i pokazałam SMS'a, odwróciłam się w stronę chłopaka
- Idziesz czy czekasz do jutra?- prychnął i wszedł za mną do środka. Wnętrze budynku wypełnione było ludźmi, basy rozwalały żebra a barman mieszał drinki z zachwytu wyrwały mnie pretensje towarzysza
- Wszyscy się na mnie gapią. Co ty mu powiedziałaś?- jego nie ogar mnie powala
- Powiedziałam że Bil na mnie czeka a ty chcesz przestać być prawiczkiem i nas wpuścił- skrzyżował ręcę na piersi
- Dlaczego podejrzewasz że jestem prawiczkiem?- Pff...- Dobra nie gadaj tylko się baw. Chcesz drinka?- w odpowiedzi kiwnął głową, a ja pognałam do baru zostawiając go na środku parkietu wśród sexownych dziwiek. Przywitałam się z barmanem i zamówiłam dwa duże Jack Daniel's dla mnie ze spritem a dla bambo z colą, dosypałam też coś od siebie i zaniosłam napój Jo.
Zobaczyłam go stojącego i tylko kiwającego głową na środku parkietu - Masz i do dna.- podałam mu szkalnke
- Co tam dosypałaś?- kuźwa rozgryzł mnie
- Nic, nic teraz pij- wcisnęłam mu drinka do ręki i przyłożyłam do ust
- Pij- powiedziałam a on posłuchał, dla pewności przytrzymałam dno szklanki i wypiłam swój trunek. Oboje wypiliśmy wszystko i rzuciliśmy plastik na podłogę
- Nie będziesz tego żałował- dałam mu słowo, zaczełam tańczyć a on wraz ze mną. Na początku Bambo był trochę drętwy, ale jak się rozkręcił to byści go nie poznali przysięgam. Po chwili zauwarzyłam że jakaś dziunia się na niego gapi więc poinformowałam go o tym
- Jakaś laska cię obczaja. Idź zagadać.- spojrzał na mnie ze skwaszoną miną, ale po namowie skusił się i podreptał ku niej. Zostałam sama na parkiecie. Tańczyłam kręcąc się wokół własnej osi i to nieznośnie sexi. Nareszcie doczekałam się zaczepki
- Nieźle się ruszasz- mało ambitnie ale ujdzie
- Tylko tak mówisz- odpowiedziałam najseksowniej ja umiałam a jego ręcę ułożyły się na moich biodrach
-No ciało to ty masz piękne i ten tyłeczek- klepnął mnie
- Tak przy ludziach? Mrrr... Niegrzeczny- złapałam go za dłonie i zjechałam nimi na poziom wzgórka łonowego
- Lubię takie jak ty. Może jakiś specjalny taniec dla mnie?- przyciągnął mnie do siebie tak mocno że poczułam jak mu stanął. Pobujaliśmy się jeszcze parę minut i poszliśmy do toalety, po drodze złapałam jeszcze dwa drinki i mogliśmy iść się zabawić. W kiblu śmierdziało rzygami, papierosami i dziwkami. Weszliśmy do ostatniej kabiny i zaczęliśmy gre wstępną. Zdjął ze mnie majtki, rozszerzył uda i zaczął grę. Czułam jak jego język wchodzi do mojej pochwy coraz głębiej i głębiej, przytrzymałam go sekundę za włosy i pociągnęłam do góry. Staliśmy teraz twarzą w twarz. Schylił się i całował mnie po szyi a ja rozpinałam mu spodnie, po rozebraniu go w końcu miałam w sobie jego penisa. Usiedliśmy na klozecie i podskakiwaliśmy w szybkim tępie. Złapałam się ścian i stękałam a on przyśpieszył, chyba dostałam orgazmu, ale to z przyczyny ekstazy.  Nie wiem kiedy skończyliśmy się zabawiać, ale ulżyło mi że to koniec, cipka zaczynała mnie boleć. Na pożegnanie klepnął mnie w dupe i wyszliśmy z toalety jakby nigdy nic. Odszukałam Johnnego tańczącego wśród ludzi z dziewczną więc postanowiłam nie przeszkadzać i poszłam się schlać. Wypiłam podwójne diablo i jeszcze inne drinki których nazw nie pamiętam. Wzięłam jeszcze dwie ekstazy, popiłam Danielsem i poszłam tańczyć. Podeszłam do Jo gdy był sam i tańczyłam z nim tak samo jak z tam tym gościem.
    Wyszliśmy z klubu około trzeciej w nocy i szliśmy ulicą prowadzącą do mieszkania. Odrazu ostrzegam nie kontrolowałam siebie. Szłam boso slalomem a buty trzymałam w ręce a tu nie wiadomo skąd, kałuża
- Ej, Jo paczaj basen na drodze- ledwo żywy odpowiedział
- Nie wychodź tam bo krokodyl cię zje- miałam go w dupie. Wskoczyłam do kałuży i zaczełam w niej tańczyć i śpiewać i chlapać wodą na boki, ja takie popierdolone dziecko. Najebana byłam więc miałam prawo. Równie dobrze najebany Johnny zaczął tańczyć na lampie a ja śmiałam się z niego ja głupia i położyłam się w ''basenie''. Dzieci pobawiły się na ulicy i wróciły do odnajdywania drogi do domu
- Przeleciałeś tą dziunie?- nie poznałam siebie
 - A co jeśli tak?- on miał gorzej
- To będę ci gratulować brak prawiczka.- spojrzał się na mnie
- Kobieto ja mam trzystatrzydzieści lat zerżnąłem milion takich jak ona- po tych słowach zrzygałam się i szłam dalej
- To jak przyjdzie do ciebie któraś? Mogę wam odstąpić sypialnie- zaśmiał się
- Taka jedna przyjdzie jutro więc ty wybywasz sobie. Baju, baju.
- Ooo to założe kamery i nagramy porno.
- A co zazdrościsz jej?
- I tak tam nic nie masz więc nie.
- A co sprawdzałaś? Ja wiem tyle że masz fajną dupe.
- Weź bez takich komplementów.
- Haha, czerwienisz się.
- Wcale nie. Mam tylko rozpalone policzki.
- Tak jasne.- i tak ciągnęła się nasza konwersacja. Dotarliśmy nareszcie do mieszkania, weszliśmy do środka i Jo mnie zatrzymał
- Już dłużej nie wytrzymam- powiedział i oblizał wargi
- Jestem głodny jak wilk. Zjemy coś?- jego logika mnie powala
- Dawaj robimy naleśniki- tak naleśniki o trzeciej w nocy mądre
- Dobra nie chce mi się idę spać. Dawaj ścigamy się. Kto pierwszy na łóżku. Raz... Dwa... Trzy. Start- i pognał do sypialni a ja za nim, niestety byłam druga. Skoczyłam na niego gdy już leżał na łożu
- I co mi grozi za drugie miejsce?- podniósł się do pozycji siedzącej a ja siedziałam na jego kolanach - No nie wiem nie wiem czy zasłużyłaś na taką nagrodę- pokręcił głową, złapał mnie za dłonie i zarzucił je sobie na szyje a swoje położył na mojej talii
- Daj mi ją to zobaczymy czy zasłużyłam- rzekłam i  przewróciłam nas na bok, po chwili jego twarz była kilka milimetrów od mojej. Wzięłam głęboki oddech i lekko przechyliłam głowę w prawo a on w lewo, powoli dotkenliśmy się nosami, jego usta lekko musneły mój podbródek i nasze usta się spotkały. Całowałam się pierwszy raz i to z nim, ale byłam najebana i to wszystko tłumaczy.

                                                    Johnny
           Pocałowałem ją. Nareszcie ją pocałowałem. Nareszcie!

                                                         Blue
   Pochłonęło mnie to przysięgam. Czarni jednak dobrze całują.
    To nie trwało długo szybko wytrzeźwiałam i zrzuciałam go z siebie i walnełam go w twarz
- Co ty kurwa robisz?!- krzyknełam
- To co ty. Całuje Cię- tłumaczył się
- Weź spieprzaj.  Miała być nagroda za drugie miejsce a nie kara.- ciągnełam dalej
- To ty nas przewróciłaś ja chciałem Cię zwalić z kolan- o kurwa. Dobry argument
-Dobra wiesz co. Idź już sapać i wypad z mojego łóżka - powiedziałam i przykryłam się kołdrą
- To moje łóżko!- krzyknął zafochany John
- Trzeba było myśleć wcześniej- tymi słowami zakończyłam naszą rozmowę.
     Bambo z hukiem wyszedł z sypialni.

                                                      Johnny
   Wyszłem z pokoju i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Nie wiem co we mnie wstąpiło, Blue to suka a ja to seryjny morderca.
    Pobiegłem do salonu i rzuciłem się na kanapę. Nie mogłem uwierzyć w to co dzisiaj zrobiłem. Nie dość że pieprzyłem się z Zofią to jeszcze pocałowałem tą sukę. Isabell mnie za to zabije a raczej wyssie do ostatniej kropelki, wampir jeden. Próbowałem zasnąć -nic. Leżąc skuliłem się i przypomniałem sobie wszystkie chwile w których ratowałem jej życie i te w kiedy spała w moich ramionach.
      Zakochałem się w niej. Kochałem Blue. Więc świat się na serio kończy. Nie powiem jej tego, może przejdzie. Tak przelece jutro te dwie laski z klubu, zapomnę o tym co czuje i znów będę bezdusznym skurwielem.

                                                            ***
                                                         Blue
    Obudziłam się rano na kacu. Ból rozsadzał mi czaszkę. Nie pamiętałam nic co wydarzyło się poprzedniego wieczoru.
      Wstałam z łóżka mimo wirówki w głowie. Świat przed moimi oczami był rozmazany a nogi odmawiały posłuszeństwa. Szłam powoli w stronę łazienki gdy nagle żołądek podszedł mi do gardła i musiałam biec. Otworzyłam drzwi z całej siły i padłam na kolana przy klozecie. Wszystkie moje posiłki wyszły ze mnie jednym haftem, włosy wpadały mi do buzi i zostały obrzygane. Gdy uszło ze mnie wszystko co miałam oparłam głowę o muszlę, pozwoliłam zapachowi wymiocin przesiąknąć moje nozdrza
- Widzę że dobrze się czujesz?- głos Jo rozbrzmiał za mną
- Musisz się tak drzeć?- każdy nawet najmniejszy szmer odbijał się echem w mojej głowie
 - Spokojnie. W kuchni masz leki - teraz szeptał, ale ból się tylko nasilił. Ruszyłam do kuchni. Na stole stała szklanka z rozpuszczoną aspiryną a obok niej leki przeciw bólowe. Wypiłam wszystko duszkiem i popiłam tabletki, zakrzutusiłam się lekko i mój nos wypełnił zapach wymiocin widać nie tylko mi świat wirował. Powąchałam siebie i poszłam szukać drugiej łazienki.
Kurw... Mieszkanie jak dla dwóch rodzin i tylko jedna łazienka... litości. Podczas poszukiwań znalazłam źródło smrodu, obok kanapy stała miska z rzygami. Ruszyłam czatować pod toaletą
- John! Ile jeszcze?- mówiłam uderzając pięścią w drzwi
- Skończe to wyjdę- powiedział głos zza drzwiami -
 Ruszaj dupe!- uderzenie
 - Daj mi jeszcze chwilę - krzyknął chłopak
- Siedzisz tam od godziny!- uderzenie
-Cierpliwości!- głos Johnnego został zagłuszony przez dźwięk wody. Po paru minutach byłam już naprawdę wkurzona
- Wiem że sobie walisz, ale ja tu czekam- zamek w drzwiach przekręcił się i chłopak wyszedł
- Już księżniczko - rzekł i pokazał dłonią drzwi
- I niby dziewczyny długo siedzą w kiblu?- tylko się uśmiechnął a ja wkroczyłam do środka.
Umyłam się szybko i poszłam coś zjeść
- Niech zgadne jejecznica lub naleśniki?- odezwał stojący tyłem do mnie ''kucharzyna''
- Naleśniki i sok pomarańczowy jeśli masz.- mówiąc to usiadłam i patrzyłam jak jego umięśnione barki poruszają się podczas mieszania składników
- Nie patrz się tak bo ślinotoku dostaniesz- dalej mieszał ciasto
- Myślałam że po wszystkich walkach będziesz miał blizny- odwrócił się. Moim oczom ukazał się jego kaloryfer dookoła którego znajdywało się mnóstwo blizn i znaków
-Dobra przód już gorzej wygląda, ale dlaczego nie masz ich na plecach?- zapytałam
- Przyjżyj się jeszcze raz.- odwrócił sie i zaczął smażyć a ja przyjrzałam się dokładnie jego plecom, ale nic nie zauważyłam. Przeszłam przez punkty czakramów i już wszystko widziałam, wzdłuż linii kręgosłupa biegła długa blizna a po bokach były znaki nie tylko upadłych. Chłopak skończył smażyć i podał śniadanie na stół
-No nieźle obrywałeś. Co to za znaki?- przełknął jedzenie i spojrzał na mnie
-To runy. Pomagają w gojeniu ran i używaniu magii- po jego słowach jedliśmy dalej w ciszy.
      Gdy skończyliśmy jeść ja poszłam się ubrać a John sprzątał w kuchni. Nagle zadzwonił telefon. Słyszałam jak Bambo odbiera telefon i z kimś rozmawia. Po ubraniu się poszłam do salonu i moim oczom ukazał się widok pakującego torbę Johnnego, zdezorientowana zaczełam go wypytywać
- Po chuj się pakujesz?- zapiął torbę
- Wyjeżdżamy, ponieważ...- zaciał się
- Ponieważ... Kurwa co?!- zarzucił torbę na ramię, chwycił mnie za ręke
- Wyjeżdżamy ponieważ znaleźli nas.- wyszliśmy z mieszkania.

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 8

                                                              Johnny
     Spała w moich ramionach. Nie protestowała, nie wyrywała się po prostu leżała w moich ramionach.
      Wyglądała tak spokojnie, że nie mogłem uwierzyć że to ta sama Blue. Była wtulona w moją klatkę piersiową, a jej głowa unosiła się i opadała wraz z moim oddechem. Nie spałem prawie całą noc, leżałem i cieszyłem się chwilami w których nie byłem wyzywany od bambusów itp. Z czasem jej drgawki wracały budząc mnie przy okazji, wtedy mocno przytulałem ją do siebie i za pomocą magii odganiałem złe sny.  Zdażył sie moment w którym runy nie pomogły, wtedy musiałem wniknąć do jej snu i uratować jej tyłek jak zawsze.
-Spierdalaj!!- krzyk Blue rozniósł się echem wśród ciemności
- Odpierdol się ode mnie! Nie mam hajsu!- wtedy ruszyłem biegiem, kierowałem się głownie jej głosem. W końcu dotarłem na miejsce. Był to stary śmierdzący zaułek, para wydobywała się z krat kanalizacji a jedna lampa oświetlała przestrzeń. Blue stała właśnie pod nią i krzyczała na pustą przestrzeń. Domyśliłem się o co chodzi, chociaż pierwszą moją myślą było że zbzikowała od ćpania, ale nie. Skupiłem energię i przeszłem przez punkty czakramów aż w końcu go ujrzałem
- Upadły w półludzkiej postaci- dlaczego tylko ona go widziała? Tego nie wiem.
Wyciągnołem pistolet z paska od spodni i wymierzyłem w potwora. Nic. Jakby tego nie poczuł. Upadły chwycił ją za koszule i podniósł do góry a chwilę później wysysał z niej ludzką energię. Nie wiedziałem co robić, w panice chwyciłem sztylet znajdujący się na mojej kostce i rzuciłem mu w łeb. Nic. Sztylet przeszeleciał przez niego i trafił w Blue. ''O, kurwa co ja zrobiłem?!'' pomyślałem, nie kontrolowanie rzuciłem drugi sztylet w brzuch, na moje nie szczęście znów nic się nie stało i znowu ucierpiała dziewczyna. Upadły z przeraźliwym wrzaskiem zostawił ją i ruszył sprintem w moją stronę. Miałem dość wyjąłem miecz i przeciołem go na pół, tym razem podziałało. Pobiegłem do diablicy. Leżała na ziemi a krew sączyła się z jej ran, cudem dalej żyła lecz była nie przytomna. Po sztyletach nie było śladu, zostały tylko otwarte rany, nie wiadomo jak z moich oczu poleciały łzy
 - Boże, Blue tak mi przykro. Ja, ja przepraszam...- plakałem bez opamiętania, ale kurwa jak to się stało?! Nigdy nie płakałem, nigdy.
Oczy mojej ofiary otworzyły się, lecz nie były już niebieskie, były całe czarne a jej ciało zmieniło się. Jej opalona cera jakby zgniła i ukazując przy tym zarys mięśni, a w niektórych miejscach kości. Nie mogłem uwierzyć że to się stało, pozostało jedno: Obudzić ją.
Wróciłem do swojego ciała i zacząłem budzić tą sukę. Potrząsałem jej ramionami, uderzałem, walnąłem jej też w twarz nic,
- Blue kochanie, wstawaj. Nosz, pierdolona kurwo wstawaj!- żadnej reakcji, chociaż wiedziałem że to zaboli to... Pocałowałem ją, ale w kącik ust więc nadziei sobie nie róbcie. Obudziła się. Wraz z jej przebudzeniem dostałem chyba najsilniejszego plaskacza w życiu
- Co ty kurwa robisz?!- wrzasneła
- Ratuje ci życie ja zawsze- to będzie bolało
- Jak do jasnej anielki całowanie ma mi uratować życie?!- uderzenie
- Nie moja wina że chorujesz na niedobór snu. Opowiem ci wszystko rano teraz śpij, kochanie.- znów dostałem w twarz aż w końcu się uspokojiła i zasnęła.
        Przysięgam jeśli jeszcze raz będę musiał ją budzić to ją utopie, obiecuje.

                                                             Blue
       Kto temu idiocie pozwolił mnie całować, co?! I ta gadka ''Ratowałem ci życie jak zawsze'' a niech se je kurwa ratuje. Świat i tak by za mną nie płakał. Jak mu stanął od przytulania to jego problem, ale to nie powód do całusa, no proszę was.
        Sny i wspomnienia przez pozostałą część nocy nie wracały. Obudziłam się tylko raz by upewnić się że żyję. Był już świt czyt. 10 rano, ale dla nas wszystkich to norma. Nie wiadomo jakim cudem znów znalazłam się w ramionach Johnnego, ale pieprzyć to ciepło było przynajmniej. Próbowałam się wyrwać z jego objęć, lecz zostaliśmy na etapie: Ja siedze a on obejmuje mnie w pasie, ale mniejsza z tym. Przetarłam oczy i odgarnełam oczy do tyłu, Jo dalej spał oraz zaczął wtulać się w mój bok jakby był kotem
- Co ty kotem jesteś? Wstawaj Bambo- uderzyłam go pięścią w brzuch i odrazu ustawił się w pionie
- A to za co było?- mówiąc to ziewnął
 - Bawiłeś się w mruczka a po za tym ośliniłeś mi biodro- pokazałam palcem w dół a on skomentował
- Tego palca wiesz gdzie se możesz wsadzić. Teraz rusz to cielsko bo jedzenie czuje- wstał a ja z przyjemnością kopnełam go w dupe kiedy wychodził z namiotu.
     Na zewnątrz Jordan z pomocą chłopaków przygotowywał śniadanie. Dziewczyny siedziały i plotkowały a Isabel dopiero wychodziła z nory. Nasza dwójka usiadła na kocu obok ognia
- No widzę że macie rozejm.- odezwał się Jordan
- A w ogóle słyszeliście krzyki w nocy?- temat dnia od Jacka Mind
- Widać rozejm bardzo został zawarty- chłopaki zaczęli się śmiać a ja patrzyłam na nich jak na debili.
Po wszystkich śmiechach, hihah itp. nareszcie zaczęliśmy jeść a po śniadaniu ruszyliśmy nad jezioro. Mam dużo wspomnień z tego miejsca, ja i chłopaki pływający tu nocą parę razy zdążyło się nago, wrzucanie ubrań Marka do wody i bicie go wiosłami, było pięknie. Przebraliśmy się w krzakach i z rozbiegu wskoczyliśmy do wody. Słońce paliło jak diabli a woda idealnie chłodziła nasze ciała. Pływaliśmy i skakaliśmy z wielkiej skały znajdującej się obok pomostu. Nasza kąpiel trwała cały dzień. Około godziny dwudziestej rozłożyliśmy się na brzegu. Atmosfera była dziwnie napięta, wszyscy milczeli i patrzyli ślepo w taflę jeziora, Isabell wzięła głęboki oddech i przemówiła
- Dobra, ludzie trzeba jej to w końcu powiedzieć- wzrok pozostałych skierowany był ku niej gdy to mówiła i po chwili wszyscy podjęli temat
- Dobra to kto mówi pierwszy. Jo.- rzekł Chris
- Co dlaczego ja? Wy ją dłużej znacie.- uniósł ręce do góry w znaku desperacji
- Wiesz, ona ciebie i tak nie lubi i już dużo razy od niej oberwałeś, więc odpowiedź sama się nasuwa- Johnny palnął się dłonią w twarz i bronił się dalej
- Isabell ty miałaś z nią pogadać. No spełnij obietnice- wkurzona w końcu powiedziałam
- Możecie przejść do rzeczy, bo mi się kiełbasa pali- wszyscy jednocześnie wzięli głęboki oddech i Is przemówiła
-Blue jestem twoja kuzynką to już wiesz, ale jest jeszcze coś- zawachała się
- Jestem księżniczką dawnego Tirror Blood, a ty... jakby to powiedzieć... Jego przyszłą władczynią - oniemiałam, ale teraz słuchałam wypowiedzi Jacka
- Jak wtedy spałaś u nas w warsztacie to my wiedzieliśmy co sie naprawdę stało - kuźwa kącik szczerości od siedmiu od boleści
 - I jesteśmy wilkołakami - szczęka mi opadła kiedy usłyszałam to co powiedział Ray
- To znaczy... Nasza czwórka to pół wilkołaki, a Kasi, Dakota i Jordan są pełnokriwste -dziewczyny rozglądały sie na boki kiedy to powiedział, co oznaczało że mówi prawdę.
- Jestem jakąś pieprzoną władczynią? Wy jesteście popierdolonymi wilkołakami?! A on kurwa kim jest?- wskazałam reką na Bambo. Nie mogłam uwierzyć w ich słowa... Jak do kurwy jasnej mam władać czymś co nawet nie istnieje... Wiem naćpali się i gadaja głupoty, napewno to tylko grzybki halicynki... Nic strasznego.... Z konferencji z samą sobą wyrwała mnie Isabell
- Blue to wszystko prawda. Sama zobaczysz, dzisiaj pełnia. - trzymajcie mnie bo jej przywale za ten spokój
- A ty kim jesteś? Wróżką czy pojawi się tęcza i przyniesiesz garnek złota, skrzacie?- widziałam zaskoczenie w jej oczach
- Ja skarbie jestem aniołem, a skrzaty nie istnieją nie wiem kto ci takich głupot nagadał- wykrzywiła usta w ''złowieszczym'' uśmiechu
- Lepiej posłuchaj co ma ci do powiedzenia Johnny. Wy lepiej też posłuchajcie, bo to bardzo ważne - kiwneła głową w stronę chłopaka, on wziął głęboki oddech i ze wzrokiem utkwionym w ziemi mówił - Blue jest... Takim jakby mieszańcem... To znaczy... Dobra, jest pół upadłą pół aniołem. Widać to po jej snach i zachowaniu. - wszystkich zatkało
-Jeszcze jestem jakaś nawiedzona.- palnełam niekontrolowanie
- Widzicie mówiłem że to diablica- komentarz Ray'a był jak najbardziej trafiony
- To nie jest zabawne, chociaż bym dyskutował.- słowa Jo uciszyły nabijanki chłopaków
- Czyli kto był kim kiedy ją spładzali?- wzrok ekipy skupił się na Kasandrze
- No, skoro jest pół aniołem, pół upadłą i pół człowiekiem. To ktoś musiał jej te geny dać co nie?- nienawidzę jej logiki, ale blondyna dobrze gada. Jo poprawił się i spojrzał wprost na mnie
- Suczko, twój tata był upadły a matka była pół aniołem. Dlatego jesteś w którejś tam części człowiekiem.-uniosłam brew i przetworzyłam tą informacje
- Aha, czyli moja matka pieprzyła się ze zgniłym czymś...-  Isabell patrzyła się na mnie jakby chciała mnie zjeść
- Słuchaj Blue, wiesz jak wyglądał twój tata jako człowiek. To jak wyglądał nazywa się  zmianą natury.- raczej sama bym się domyśliła ale dałam jej się wykazać ''doświadczeniem'' czy jak kto tam nazwać
- Dobra ludzie koniec tej gadki księżyc się zbliża. Blue idziesz z nami czy jak?- podniecony Jordan wstał z koca
- Okej. John nauczysz jej szybko zmiany formy czy ktoś ma ją wziąć na grzbiet?- wraz z bambusem spojrzeliśmy szybko na siebie
- Ja... Ja wsiąde na Jordana jeśli to nie problem- jak powiedziałam tak się stało. Księżyc pojawił się na niebie świecąc z nie wiarygodną siłą. Chłopaki zaczęli się zmieniać, ich ciało zaczęło obrastać sierścią, twarze wydłużały się a zamiast dłoni i paznokci pojawiły się łapy i pazury. Bracia urośli i poruszali się na dwóch łapach, a Jordan z dziewczynami byli dwa razy tacy jak normalne wilki. Widok nie do opisania mówię wam. Zmierzałam już ku Jordanowi gdy John mnie zatrzymał - Umiesz jeździć?- miał racje nie umiałam nic
-Kurw... Nie.- przepuścił mnie a potem szedł za mną. Zatrzymaliśmy się przed Jordim, jego grzbiet sięgał mi do ust, a mam stosiedemdziesiąt cztery centymetry wzrostu więc do niskich nie należę. John wrzucił mnie na wilka a potem posadził się za mną
- Nie będzie mu za ciężko?- spytałam
- Powiedział że gorsze rzeczy wiózł na grzbiecie- też mi odpowiedź. Po paru minutach ruszyliśmy, pierw powoli i coraz szybciej, w końcu gnaliśmy przez las wymijając drzewa i skacząc przez pnie. Trzęsło mną i zaczełam się zsuwać, przytrzymałam się mocniej sierści ale gówno to dawało. Zaskoczył mnie nagły dotyk rąk Johnneg zaciskający się na moim brzuchu i jego nogi lekko przytrzymujące moje
-Teraz nie spadniesz więc nie wyrywaj mu sierści.- spojrzałam na swoje dłonie, były nie dość że obolałe to jeszcze w wilczym owłosieniu. Jechać na wilczym grzbiecie to nie samowite uczucie zwłaszcza kiedy biegną obok was jeszcze inne wilki. Wybiegliśmy na pole i spotkaliśmy inną watahę, która dołączyła do naszego ''spacerku''. W końcu znaleźliśmy się znów na terenie obozowiska. Schodząc z Jordana ujrzałam widok któregoś z braci stojącego na skale i wyjącego do księżyca.
Zakochałam się w tym widoku i przypominało mi się że już widziałam ten widok w dzieciństwie kiedy rodzice zabierali mnie na biwak. Tata zawsze skądś sprowadzał wilka i mnie na niego wrzucał a potem siadał za mną, po przejażdżce przychodził do nas wujek Justin i jedliśmy pianki przy świetle księżyca potem wujek odchodził i nie wracał do następnego biwaku. Ze wspomnień wyrwała mnie Dakota
- I jak ci się podobało?
-Było zajebiscie.
- Chciałabyś to powtórzyć?
- No pewnie, ale bez Jo za mną.
- No widziałam jak się w siebie wtuliliście
- On tylko pomogł mi nie spaść.
- Tak jasne. Dobra młoda spać, bo jutro polowanie.
- A wy gdzie lecicie?
- Na kolacje i jeszcze pobiegać. Bez ładunku. Ale spokojnie Johnny się tobą zajmie.
- Dobra, dzięki. Pa
- Papa Blue Smith.
Ucałowała mnie a ja z obrzydzeniem przyjełam jej słowa. Wszyscy pobiegli a ja zostałam sama z Johnnym - znowu. Mój opiekun wrócił z chrustem w rękach i wrzucił go do ogniska
- To co królewno. Wstawaj a pokaże ci coś pięknego- powiedział i powlókł mnie za sobą na skałe. Usiedliśmy a on zaczął wyjmować z kieszeni jakieś rękawiczki
- Po chuj ci one?- zapytałam
- Pomagają skupić energię. Nic nie mów, tylko patrz. - i tak nie zamierzałam dużo mówić, ale chętnie zobacze co on potrafi.

                                                           Johnny
    Postanowiłem pokazać Blue jak wygląda magia. Zabrałem ją na skałe i kazałem siedzieć cicho i tylko patrzeć.
     Założyłem specjalne rękawice i zacząłem spektakl. Skupiłem energię i wypuściłem przed siebie. Magia pojawiła się przed naszymi oczami w różnych barwach. Za pomocą gestów uformowałem z niej jeden wielki obłok. Najpierw jedna garść potem druga i trzecia, aż w końcu powstał wielki ryczący lwi łeb. Usta Blue uformowały się w ''wow'' a jej oczy były wypełnione zachwytem i ciekawością. Nie wytrzymałem i zrobiłem coś za co mi się oberwie. Wziąłem ją za rękę i pomogłem wstać, nie protestowała. Przysunąłem jej ciało tyłem do mojego i splotłem nasze dłonie - Skup się teraz na magi którą masz w sobie i zrób to samo co podczas walki z upadłymi. Tylko włóż w to mniej energii- szepłem a ona posłuchała. Po chwili obok lwa pojawił się tygrys o takich samych kolorach co jego poprzednik. Wypuściłem jej dłonie z moich i jednym ruchem zabrałem obydwa obrazy i wurzyciłem przed siebie. Rozbłysk był ogromny, dwie potężne energie zamieniły się w pył spadający powoli na taflę jeziora. Blue odwróciła się do mnie, szykowałem się na cios, ale ona zamiast tego zarzuciła mi ręce na szyje i wtuliła twarz w moją szyje, odwzajemniłem uścisk. Po paru minutach uścisk rozluźnił się a dziewczyna odsunęła sie lekko ode mnie - Dziękuje że mi to pokazałeś- powiedziała, ludzie jej coś zaszkodziło chyba - Kiedyś trzeba było- odpowiedziałem i spojrzałem na nią. Jej błękitne oczy w świetle księżyca wydawały się szare. Zbliżyła się do mnie a nasze twarze były centymetr od siebie.
    Chciałem ją pocałować, gdy nagle rozległ się szmer wśród drzew. Szybko odsuneliśmy się od siebie i mogłem już na zawsze zapomnieć a powtórzeniu minionej chwili.

                                                                 Blue
        Nie wiem jakim cudem ale wtuliłam się w niego sama z siebie. Prawie się pocałowaliśmy gdyby nie ten dźwięk w krzakach to nie wiem co by było.
         Klepłam go przyjacielsko w ramię i poszłam do namiotu, on zaś został ze sztyletem w ręku. Szmer był coraz głośniejszy, chwyciłam gałąź i czekałam na atak. Dźwięk zbliżał się aż w końcu ucichł i zza krzaków wyłoniła się Isabell. Oczy wyszły mi z orbit
- To są jakieś jaja- odezwał się Jo
- Pojednało cie? Wystraszyłaś nas.- powiedziałam
- Ja byłam tylko w sklepie po jedzenia na jutro.- rzekła Is
- Ja idę spać. A wy tam róbcie co chcecie.- jak powiedziałam tak zrobiłam i weszłam do namiotu. Na zewnątrz słychać było głosy Jo i Is, ale nie zwracałam na to uwagi myślałam tylko o tym jak niesamowite było to co pokazał mi chłopak, ten lew i jeszcze mój tygrys to było boskie. Myślałam też jak miło było w ramionach Johnnego i dlaczego do kurwy nędzy go przytuliłam. Po chwili Bambo pojawił się w namiocie i położył sie po swojej stronie, pogrążył się w śnie a ja zrobiłam to samo.
Następnego dnia musieliśmy już wracać z powodu pracy Jordana i braci. Isabel wracała z dziewczynami w aucie, ponieważ John chciał jeszcze ze mną o czymś pogadać. Po spakowaniu się wyruszyliśmy w drogę. Powiem szczerze tęskniłam za Audi Johnnego, wygodnie się w nim siedzi i ogólnie lubię takie autka. Johnny przez pół drogi tłumaczył mi dlaczego nie spotkaliśmy upadłych w ten weekend i wyszło na to że zapach wilków jest dla nich odrażający, czyli muszę łazić albo z dziewczynami albo z kępkiem sierści przy kluczykach. Resztę drogi słuchaliśmy muzyki i śpiewaliśmy obyło się bez wyzwisk i przekleństw. Chyba zaczynałam go lubić.
     Szczęście nie trwało długo. Zadzwonił do mnie pan dyrektor i powiedział że wszystko co miałyśmy w pokoju zostało wyniesione i spalone na parkingu stacji gdzie pracowali bracia.

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 7

   Ocknęłam się na starej śmierdzącej kanapie w warsztacie barci Mind, przykryta jakąś kurtką. Chłopaki na serio mogliby w końcu wymyć tą kanapę.
       Z pozycji leżącej przeszłam do siedzącej, przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie było puste i dalej śmierdziało pizzą, ten zapach przypomniał mi że od poprzedniego wieczoru nic nie jadłam. Spojrzałam na telefon dochodziła godzina trzynasta, tak wiem geniuszka miała telefon a nie zadzwoniła po pomoc drogową - mądre nieprawdaż? Zaczełam ubierać buty gdy do środka wszedli bracia
- Dzień dobry królewno jak się spało?- uśmiechnięci jak zawsze i standardowo ubrani w swe jeansowe kombinezony
- Królewno? Myślałam że to mnie główka boli- postukałam się po czole palcem
- Dobrze jak wolisz, Diablico powiedz jakim cudem ty zaliczyłaś glebę wieczorem?- jaką glebę do cholery ich na serio coś boli, ja przecież... Acha, rozumiem Jo im naściemniał
- Nawet tym pięknym zdarza się upaść. Nie wiedziałeś?- podeszłam do nich i przytuliłam każdego po kolei, następnie ruszyłam do pokoiku gdzie trzymali jedzenie. Pokoik była malutki jakieś pięć na pięć metrów w skład jego wyposażenia wchodził stół, szafki, dwie lodówki, zamrażarka, telewizor oraz balt. Otworzyłam lodówkę i wyjełam z niej paprykarz następnie z szafki bułkę, a chłopaki tylko patrzyli jak wszystko wpieprzam. Dosiedli się do mnie i zaczełam ich wypytywać
- Co mówił wam John?- spojrzeli na siebie aż w końcu Jack przemówił
- Powiedział że znalazł cię kiedy wracał z Bostonu, leżałaś nie przytomna na drodze po wywrotce - chłopaki potwierdzili jego słowa potakując, skończyłam jeść
- Co jest z El? Powiedz że jest cała.- mówiąc to patrzyłam na Marka ponieważ on kochał ten ścigacz tak samo jak ja
- Oprócz kilku zadrapań i pustego baku nic jej nie było. Naprawiłem wszystko więc masz być zadowolona- pogroził mi swoim czarnym paluszkiem i puścił oczko, ja natomiast machnęłam na niego ręką pokazując przy tym język i wyszłam. Dziedziniec był pusty a zapach benzyny i męskiego potu unosił się wszędzie. Skierowałam się na tyły warsztatu, by ujrzeć moją biedną oraz porysowaną Elcie. Tyły otaczał wysoki drewniany płot przy którym akurat ''przypadkiem'' stał mój wybawca
- Co ty odpierdalasz?- zapytałam a on nawet nie spojrzał
- Wygladasz jak pedofil z pigułakmi gwałtu w kieszeniach- i nic zero spojrzeń, zero odzywek tylko jego klatka unosząca się podczas oddychania
- Widzę że perfekcyjny humor dopisuje- mówiąc to wzrok miał utkwiony w daleko pod ziemią
- Dobra nie marnuj mojego czasu i zsuń dupe- jak powiedziałam tak zrobił i weszłam na tyły czyt. Złomowisko. El stała tuż przy płocie odrazu zauważyłam zadrapania i to porządne. Najwidocznej wilk postanowił się zmienić w kotka i rozprostować pazurki. Gdy na to patrzyłam czułam kujący ból w brzuchu. Będę musiała znów rozstać się z El na kilka miesięcy
- Przepraszam- zabrzmił głos za moimi plecami
- Ty za co niby?- spiorunowałam go wzrokiem
- Kiedy ty padłaś nie przytomna na ziemię ja walczyłem z wilkiem, jego przemiany były nie stabilne i kiedy probowałem go odciągnąć zahaczyłem końcem miecza o ścigacz, a cała reszta to wina pieska- spojrzał na mnie wzrokiem zagłodzonego kota a ja na niego jak na debila
- Co ty pierdolisz? O ja miło ty płacisz za wszystko - już chciał coś powiedzieć, ale główną rolę w tym momencie odegrał mój środkowy palec i niecny uśmieszek.
                                                                      ***
     Pozostała część tygodnia nie przyniosła żadnych ataków lecz prześladowanie mnie przez Johnnego. Wracałam do apartamentu kiedy zauważyłam ruch w krzakach
- Ja pierdole kiedy ty się w końcu odczepisz - w tym momencie zza krzaków wyłonił się Alan
- Raczej mamy razem zajęcia więc trudno będzie się nie spotykać- wywróciłam oczami
- Sory pomyliłam cię z kimś- przeczesał palcami i podszedł do mnie
- Mówisz o tym dziwnym gościu który był u mnie na balkonie?- złapał mnie za ręce i delikatnie jeździł kciukami po ich wierzchu
- Że co? Kurwa... Skąd wiesz że tam był?- uśmiechnął się lekko. Kuźwa znów te pieprzone dołeczki
- Chwile potem jak wyszłaś chciałem zamknąć balkon, a on tam stał i powiedział ''ładnie tak wykorzystywać nastoletnie prostytutki?'' po czym pomachał i skoczył i tyle go widziałem- przytulił mnie
- Nie boisz się że twoje fanki zaraz tu wkroczą i cię wykastrują?- zarzuciłam mu ramiona na szyję i czekałam na odpowiedź, ale on milczał i coraz mocniej mnie do siebie przyciskał. Ja pierdziele, S.O.S człowieku ja się duszę!! Chyba usłyszał moje umysłowe błaganie o pomoc, bo rozluźnił uścisk. Odchylił się, spojrzał mi w oczy i czar prysł. Jego oczy zabarwiały się na czarno a kły zaczęły się wydłużać, czułam jak jego paznokcie stają się szponami i wbijają się w moje plecy. Nie miałam drogi ucieczki, wyrywałam się, kopałam, krzyczałam i nic gówno to warte. Pogodziłam się z co miało się teraz stać i wtedy Alan mnie puścił, chciałam uciekać ale on trzymał mnie za ręce
- Ej, Blue co jest? Wszystko gra?- zaczoł masować moja ramiona
- Ej, spokojnie moich fanek tu nie ma - przyjrzałam się jego twarzy oczy miał normalne i zęby też, ani śladu po opentaniu.
- Puść mnie i się odpierdol. Znajdź se dziewczynę i ogólnie przyjaciół. Widzimy się na korkach. Nara- chciał mnie zatrzymać, ale walnełam go w twarz i pobiegłam.
      ''Co tu się kurwa dzieje?!'' krzyczałam w myślach. Biegłam ile sił w nogach, przez hol i korytarze, aż do  pokoju. Zatrzasnełam za sobą drzwi z całej siły i padłam na kolana. Trzęsłam się inogi odmawiały mi posłuszeństwa, siedziałam na ziemi bujając się jak nie dorozwuj. Spróbowałam wstać, cudem mi się udało. Mając galarete zamiast nóg zaczełam przeszukiwać pokój, wszystko co wpadło mi w ręce lądowało zaraz na podłodze.
Zdemolowałam cały pokój, nigdzie nie znalazłam prochów ani jointów, ekstazy kurwa też nie było. Mam dość. Siedziałam w łazience pod zlewem i zastanawiałam się co zrobić. ''Zero dragów'' te słowa bez przerwy siedziały w mojej głowie. Wyjmowałam już żyletkę, gdy w głównym pomieszczeniu usłyszałam kroki. '' Pieprzyć wszystko, mam dość'' i przejechałam ostrzem po przedramieniu. Ulga jaką niósł strumień krwi nie odwiedzała mnie już od dawna, podniosłam się i zamknełam drzwi na zasuwe. Kolejna rana i jeszcze większa ulga. Chwilę później rozbrzmiało pukanie do drzwi i głos Johna po drugiej stronie ''Blue jesteś tam?''. Niech on da mi w końcu spokój! Jego krzyki zagłuszały moje myśli, więc się wyłączyłam. Jo walił w drzwi cały czas, ale docierały do mnie tylko głuche i ciche bębnienie. Już nic się nie liczyło.

                                                          Johnny
   Weszłem do pokoju dziewczyn i usłyszałem dźwięk zasuwy. Zapytałem czy ktoś jest w pokoju i cisza. Kurwa... Przecież widziałem że tu wchodziła. Chciałem już wyjść, gdy usłyszałem cichutki pisk. Podeszłem pod drzwi, zapukałem- nic, walnąłem jeszcze raz z całej siły ''Blue jesteś tam?'' - nic. Biłem pięściami w drzwi, krzyczałem aż odpuściłem. Odsunąłem się od drzwi i przeszłem z ludzkiej formy do zjawy. Po sekundzie już byłem po drugiej stronie drzwi, wróciłem do ludzkiej formy i widziałem ją.
    W jednej dłoni trzymała zakrwawioną żyletkę, a drugą ręką była pocięta. Krew lała się z ran. Nie wiedziałem co mam robić. Na szybko sięgnąlem po ręcznik i za pomocą sztyletu pociąłem go na kawałki. Ująłem jej rękę i zatrzymałem krwotok, zabandażowałem i wziąłem ją na ręce. Za pomocą kamienia na mojej szyi przetransportowałem nas do mieszkania w Bostonie.
Mieszkanie było wmiare duże i dwu piętrowe, mając Blue na rękach ruszyłem do pokoju leczniczego. Położyłem ją na stole operacyjnym, wyjąłem sprzęt operacyjny i zacząłem operować. Rany wymagały oczyszczenia i zszywania wewnętrznego, wraz z zewnętrznym. Ma dziewczyna siłę i odwagę nie ma co. Żyły były wraz z mięsniami rozcięte a rana głęboka na centymetr, gdyby była zwykłym człowiekiem nigdy by nie przeżyła, ale była kimś wyjątkowym była Królową Dusz lecz przez geny ojca, Księżniczką Upadłych. Podłączyłem ją do EKG i podałem kroplówkę.
    Po wszystkim przetransportowałem ją do sypialni i dla własnego bezpieczeństwa, przeszłem do innego pokoju.

                                                                      Blue
    Pik, pik, pik... Powoli otwierałam oczy. Świat przed nimi był rozmazany. Pik, pik, pik...
    Powoli obrazy przed moimi oczami wyostrzały się. Pik, pik, pik... Podniosłam powoli głowę i rozejrzałam się po sobie, nie byłam ani w piekle, ani w łazience. Pik, pik, pik... Nigdzie nie widziałam krwi, nie było żyletki w ręce. Pik, pik, pik... Położyłam znów głowę na poduszce i zamknełam oczy. Pik, pik, pik... Nosz cholera jasna! Skąd bierze się to wkurwiające pikanie!?!?
Usiadłam i przeskanowałam teren. Byłam w czyjejś sypialni na czyjimś łóżku i w czyjimś T-Shirt. Przejechałam wzrokiem po rękach, miejsca które dotknęła żyletka były zabandażowane, w drugiej ręce miałam wenflon. Na klatce miałam przyklejone elektrondy, które podłączone były do stojącego obok łóżka EKG. Aaaa i wszystko jasne skąd docierało wkurwiające pikanie. Jednym ruchem zerwałam z siebie elektrody (nic nie bolało przysięgam) i wstałam z łóżka. Lustro znajdowało się nie daleko lustra, podeszłam do niego. Koszulka sięgała mi do połowy uda, widać posiadacz był fanem zespołu Aerosmith (już go lubię). Drzwi za mną otworzyły się i do środka tyłem wchodził męższyczna o szerokich barkach, uśmiech zniknął mi z twarzy kiedy się odwrócił -Johnny- ale gust do zespołów miał dobry
- Twoja twarz nie była twarzą którą chciałam zobaczyć rano - powiedziałam
- Dziękuję za te piękne podziękowania- dobry żart
- To że po raz kolejny uratowałeś mi życie nie oznacza, że mam ci dziękować- tak wiem  trzeci raz mi życie uratował, ale ja go nie lubie jasne
- Jak wolisz i tak kiedyś mi podziękujesz- wiedziałam że on jakiś chory. Po naszej jakże przyjacielskiej rozmowie zeszliśmy na dół do kuchni. Chłopak na schodach wyprzedził mnie i powiedział
- Dzisiaj masz bardzo ważne spotkanie.- wut?
- Jakie kurwa spotkanie do cholery?- schodziliśmy dalej po śnieżno białych schodach wprost do pokoju dziennego.
Salon był urządzony nowocześnie kuchnia tak samo. Lodówka wypełniona było po brzegi różnymi pysznościami, ale ja genialna zrobiłam tylko jajecznicę i naleśniki. Stół w jadalni był przeszklony a krzesła wokół niego obite białą skórą, usiadłam na jednym z nich
- Nieźle się tutaj urządziłeś. Gadaj ile zapłaciłeś?- palnełam
 - Dzięki i nie wiem ile to wszystko kosztowało, przyjeżdżam tu tylko kiedy mam ochotę- dobra teraz mnie dobił, ja bym tutaj mieszkała a nie wbijala kiedy mi sie za chce
- Blue słuchaj musimy pogadać- powiedział z bólem w oczach
- Zgwałciłeś mnie wczoraj i będziemy mieli małego bambuska?- szczerość
- Co?! Nie! Chodzi mi o ten twój wczorajszy wybryk- jak próbę samobójczą można nazwać wybrykiem? Dobra nie ważne. Kiedy zjadłam przeszliśmy do salonu, usiedliśmy na skórzanej sofie i zaczęliśmy pouczającą gadkę
- Powiedz dlaczego to zrobilas?- milaczłam, powiem szczerze bałam sie nie należe do ludzi dzielących się swoim bólem
- Od śmierci i tak nie uciekniesz więc wal prosto z mostu- przybliżył się do mnie i chciał mnie objąć ramieniem
- Dobra, dobra już powiem tylko mnie nie dotykaj- po jego uśmieszku wiedziałam że takiej reakcji oczekiwał
 Zrobiłam to ponieważ... To wszystko mnie wykańczało. Te wszystkie ataki, wizje, sny, upadli, wilki, ty, śmierć rodziców itd. Zawsze kiedy nie radziłam sobie z sytuacją brałam ekstaz lub kokainę... Kiedy tego brakło... Ciełam się. Za każdym razem tak głęboko jak teraz- słuchał mnie uważnie, jakby wiedział co czuję
- Gdybyś za każdym razem tak głęboko to robiła byś miała mnóstwo blizn.
-Pff... Opłaca się mieć dziwnych rodziców. Do Harvardu nie przyjmują nie zrwónoważonych psychicznie geniuszy.
- Czyli operacje plastyczne.
-Nie kurwa zapalniczka i dezodorant.
- Dlaczego zawsze używasz sarkazmów kiedy ze mną rozmaiwasz?
- Może u was w plemieniu tego nie było, ale u nas nazywa się to druga twarz.
- Jak ja jestem czarny to źle, ale jak Mind są czarni to dobrze?
- Oni zasłużyli na mój szacunek, ty jeszcze na niego pracujesz. Bambo.
- Jak wolisz. Czyli trzy krotne uratowanie ci tyłka się nie liczy.
- Może tak może nie, ale ujdzie w tłumie. Powiedz proszę gdzie masz bardzo fajne proszki?
- Wiedziałem że o to zapytasz. Trzymam je tutaj.
Schylił się i spod kanapy wyciągnął srebną aktówkę. Otworzył ją, w srebrnym skarbcu jeśli dobrze widziałam znajdowały się: tabletki ekstazy, kokaina, paczka jointów, marycha, amfetamina i zapalniczki, dużo zapalniczek, i do tego jeszcze Pistolet ASG Combat Zone P-911 LB. ''No nieźle'' pomyślałam i chłopak podał mi woreczek z koką.
Aktówka znów znalazła się pod kanapą. Wysypałam zawartość na stół i podzieliłam na dwie części, jedna dla Johnnego, a druga dla mnie. Wciągnęłam działeczkę i dalej rozkoszowałam się spokojem.
    Po godzinie byliśmy już w drodze do warsztatu. Z tego co kojarzyłam dzisiaj mieliśmy jechać na biwak. Autem Jo było czerwone Audi TT. W końcu odjechaliśmy na miejsce. Wszyscy już czekali na nas z torbami leżącymi przed nimi, Dakotka wraz z Ray'em jak zawsze zakochani (porzygam się zaraz) Kasandra flirtowała z Jordim, a reszta zajęła się sobą. Gdy podjeżdżaliśmy na twarzach wszystkich pojawiły się uśmiech i ulga. Migiem spakowali się do aut i ruszyliśmy w drogę. Podczas jazdy słuchaliśmy albumu Aerosmith- Toys In The Attic z 75 roku, on na serio ma dobry gust muzyczny. Siedzieliśmy w ciszy ograniczyliśmy się do ''Podgłośnij'' lub ''Otwórz okno'' aż w końcu on nie wytrzymał
- Chłopaki mówili że jesteś ze mną w parze- ten temat
- Niestety. Spokojnie postaram się nie skopać cię w nocy- pozwólcie że puszczę trochę światła na tę sprawę. A więc: na każdy długi weekend cała nasza paczka wyjeżdżała do Pensylwanii na biwak podczas którego spaliśmy chłopak z dziewczyną w namiocie (ze względów bezpieczeństwa), ogólnie ognisko szukanie wiatru w polu i takie tam.
- Mowiłeś coś o jakimś spotkaniu co nie?
- Też prawda. Więc: moja znajoma chciała się z tobą spotkać w Pensylwanii. Nie pytaj czemu bo nie wiem. Powiedziała że to bardzo ważne i koniecznie musicie się spotkać.
- Dobra. Ale będę suką więc nie rób sobie nadziei.
- Oczywiście. To przecież tylko druga twarz i tak masz tego dużo na twarzy.- zdzieliłam go pięścią w ramię i pozostałą część drogi śpiewaliśmy.
    Jak tak dalej pójdzie to założymy zespół niezły ma głos murzynek. Oj przepraszam Johnny.
                                                                    ***
        Rozłożyliśmy się w lesie jakieś sto kilometrów od granicy. Wszyscy mieliśmy na sobie wiosenne stroje ponieważ było trochę chłodno.
        Niestety nie chodziliśmy nigdzie. Powodem tego było zmęczenie po podróży i czekanie na koleżankę Johnnego. Chłopaki rozpalili ognisko, usadowliliśmy się dookoła niego i rozmawialiśmy. Spokoju jaki nastał przeszkodziły słoniowe kroki mojej nieznajomej. Była szczupłą, wysoką, złoto-włosą dziewczyną i chyba miała lekko żółte oczy, ale to szczegół
- Hej, Isabell. Dawaj siadaj obok mnie- zawołał Jack
- Hej dziewczyny to jest Isabell. Isabell proszę poznaj Dakote, Kasandrę, Caroline i Blue- pokazywał palcem na każdą z nas
- Palcem się nie pokazuje jakbyś nie wiedział skarbie - powiedziała Isabell, a ja myślę że powinnyśmy się polubić.
Resztę wieczoru przegadaliśmy. Kiedy wszyscy poszli spać nowa wzięła mnie na bok i rzekła
-No nareszcie same. Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię poznałam księżniczko.
- Raczej nie ma powodu do radości ale dziękuje za komplement.
- Dobra z tego co mówił Jo mam do ciebie walić prosto z mostu.
- Zaskocz mnie.
- Jestem twoją kuzynką i potrzebuję twojej pomocy.
Dobra wmurowało mnie. Ja ma kuzynkę?! Chyba gorzej być nie może
- Dobra. Słucha wiem że to dla ciebie ważne i w ogóle ale padam na ryja. Pogadamy jutro, ok?- pokiwała głową a ja odeszłam bez słowa w stronę namiotu.
Johnny chyba na mnie czekał
-Co mówiła ci Isabell?- zapytał- Że jest moją kuzynką i że pogadamy o tym jutro.- wzruszył ramionami i położył się, ja zajełam miejsce obok niego.
Nie mogłam zasnąć śniły mi się przebłyski z dzieciństwa w Barcelonie, rodzica i znajomi. Ciągle się trzęsłam, ale już nie pociłam. Moje oczy były zamknięte a przebłyski coraz jaśniejsze. Johnny się obudził
 - Ej, Blue obudź się... Blue- pomasował mnie po linii braku, ocknełam się i pijackim głosem powiedzialam
- Co? Ja przeci... - padłam na poduszkę
- Spokojnie każdy miewa koszmary - obruciłam głowę w jego stronę leżał oparty na ramieniu, a ja przybrałam tę samą pozę. Chłopak zbliżył się do mnie i objoł mnie jednym ramieniem potem drugim i przytulił do torsu, nie protestowałam słyszałam ciche ''ciii...''moje powieki stawały sie ciężkie.
    Nie mam pojęcia dlaczego nie protestowałam, ale w jego objęciach czułam się bezpiecznie a bicie serca chłopaka uspało mnie.

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 6

   Obudziłam się w swoim łóżku i co najdziwniejsze w swojej piżamę. Dziewczyn nie było w pokoju, za to na łóżku Kasandry leżał Johnny. Oj, biedna Kasi będzie musiała zdezynfekować łoże. Głowa blała mnie jak cholera, ubrania które miałam na sonie poprzedniego wieczoru były elegancko złożone w kosteczke i położone na komodzie.
       Wstałam i z piskiem padłam na ziemie. Mój kręgosłup jakby został pogruchotany od środka, nie mogłam się ruszyć wszystko mnie bolało, każdy ruch nawet zwykłe podniesienie głowy do góry. John usłyszał moje piski i zerwał się z łóżka - No widzę że się wyspałaś ślicznotko- widać humor dopisuje mu od rana
- Taaa zwłaszcza jak ktoś potraktował mnie końską strzykawką- uśmiechnął się, podniósł mnie z ziemi i położył na łóżku
- Zaczełaś być agresywna, więc musiałem się jakoś obronić- on na serio lubi sie ze mną droczyć
- A ty jakbyś się zachowywał gdyby na twoich oczach nabito człowieka na włócznie?- zacisnął dłonie w pięści i odwrócił wzrok, najwyraźniej go to zabolało i dobrze, niech wie że ze mną się nie zadziera - Nie będziesz mogła się ruszać co najmniej przez jakąś godzinę muszę mieć pewność że upadli odpuścili poszukiwania na dziś - zaburczało mi w brzuchu, tak wiem stafką jest moje życie a ja o jedzeniu myślę
- Dobra, sprawy upadłych na bok. Jestem głodna czy pomyślałeś może, ty mój wybawco jak ja mam niby jeść?- to pytanie lub stwierdzenie rozbawiło go, oddalił się i po chwili wrócił z torbą ze starbucks'a w ręku
- Widzisz pomyślałem o tobie obżartuchu. Mam nadzieje że za to nie oberwe - dobrze jest w drugiej ręce trzymał kubek z tego co wyczułam to z gorącą czekoladą. No przez te cuś w strzykawie wyostrzył mi się węch, teraz Dakota nie zaprzeczy że używała mojego szamponu
- Wyjmuj co masz i mów co mi wstrzyknołeś.- Eter dietylowy w podwójnej dawce podany w kark - gdybym nie była geniuszem to za Chiny nie wiedziałabym co to
- Mam rozumieć że użyłeś środku którego używają gwałciciele?- po mimo bólu ugryzłam kawałek kanapki i czekałam na odpowiedź
- Nie zwałciłem Cię jeśli co o to chodzi. Ratowałem twoje ludzkie życie więc powinnaś mi dziękować - '' ludzkie życie'' poeta ze spalonego teatru się znalazł. Dalej jedliśmy w ciszy od czasu do czasu uslyszałam komentarz typu ''Na serio będę musiał po dźwig dzwonić'' ale nie zwracałam na to uwagi.  Ból z czasem malał a moja chęć umycia się po seksie z tym ważniakiem rosła. W końcu murzynek Bambo podał mi prochy przeciw bólowe i zaniósł do łazienki. Rozebrałam się i skoczyłam pod prysznic, chłodny strumień oblał mnie całą i ból zniknął zostało tylko przerażenie po poprzednim wieczorze. W pewnym momencie do łazienki wszedł Jo, muszę pamiętać by w końcu kupić ten zamek.  W jego ręku ujrzałam ręcznik i ubrania ciekawe co wybrał mój nowy ''stylista''. Cieszyłam się prysznicem jeszcze przez jakieś pięć minut i wyszłam z raju, mój wzrok powędrował odrazu w stronę kompletu jaki przygotował wybawca. Ruszyłam w stronę lustra, nie było tak źle jak wcześniej tylko siniak na obojczyku przeszkadzał, ale tu ujdzie.
Komplet wybrany przez Johnnego składał się z czarnych spodenek, bordowej bokserki, czerwonej koszuli w czarną kratę i czarnych converse'ów (o jak dobrze człowiek mnie zna) zaplątałam włosy w dobieranego i opuściłam królestwo Kasandry. Johnny siedział na łóżku zapatrzony w GPS'a
- Widzę że dobrze wybrałem skoro się jeszcze na mnie nie rzuciłaś - powiedział ze swoim słynnym uśmieszkiem na twarzy
- Cudem trafiłeś w mój styl, ale nie licz na to że uśpienie mnie ujdzie ci na sucho- wredna Blue wielki powrót
- Skoro się ogarnełaś to mogę ci już wszystko powiedzieć: Jest siódma rano, spałaś jeden dzień i za dwadzieścia minut masz wykłady. No... Teraz możesz mnie zjechać- nie no obiecuje jak będę miała broń w ręku to go rozstrzelam
- Jak to spalam dzień? Jak to jest siódma rano? Mówisz mi że dzisiaj poniedziałek?- wstał podszedł do mnie i wcisnał mi plecak do ręki
- Z tego co wiem w poniedziałki Andrews pozwala wam się ubierać jak chcecie, więc nie stresuj się mundurkiem - podszedł do mnie niebezpiecznie blisko, puścił oczko i wywalił mnie na korytarz. Poniedziałek, poniedziałek co ja miałam pierwsze... Acha, już wiem- Chemia- czyli lekcja z wychowawcą, dobra damy radę.
                                                                               ***
   Sala była powoli się na zapełniała. Z tego co pamiętam to miał do nas dojść nowy uczeń, narazie nigdzie nie było po nim śladu.
    Zajełam miejsce i do sali wkroczył pan Andrews ze swoją zmasakrowaną teczką pod pachą i kubkiem kawy w lewej dłoni. Uczniowie wstali z miejsc a profesor usiadł, zawsze tak było on siadał my wstawaliśmy jako wyraz szacunku czy coś tam
- Dzień dobry państwu- powiedział przystojniak za biurkiem i wszyscy usiedli.
Nim otworzyliśmy podręczniki rozległo się pukanie do drzwi i do środka wparował dyrektor a za nim wysoki Koreańczyk. Nasza klasa nigdy nie lubiła dyrektora i dlatego nikt nie wstał, najfajniejsze jest to że on o tym wie. Łysina stanęła na środku sali i przemówiła
- O to zapowiedziany przeze mnie nowy uczeń. Pan Alan Calesberg- nie ma ja mieć nazwisko takie samo jak nazwa piwa - Pewnie zastanawia was dlaczego nowy uczeń przychodzi pod koniec roku - ja na łysinke przystało przemówienia darować sobie nie mógł
- Zatem odpowim wam na to pytanie: Alan miał problemy w poprzedniej szkole, ale bardzo dobre stopnie. Dlatego do nas trafił - czy tylko według mnie ta wypowiedź nie miała zbytnio sensu? Wypowiedzi dyrektora trwały do końca zajęć, nowy znalazł sobie miejsce na końcu sali. Był przystojny i dobrze zbudowany, jego oczy i włosy były koloru czekolady, cerę miał delikatną i bladą jak na moje oko miał około metra dziewięćdziesiąt wzrostu. Gdy zajął miejsce na sali zaczęły się rozmowy, głównie ze strony dziewczyn czyt. Zofia i jej dwórki.
Zaczeła się przerwa, Alan został chwilę w klasie a ja z Jordanem zajeliśmy ławkę na zewnątrz
- Dalej nie mogę uwierzyć w to że jesteś na psychologii- rzekłam a on popatrzył na mnie
- Jestem od ciebie starszy i psychologia mnie kręci. Zamknij się i dawaj info o świeżynce - dwa lata różnicy i on uważa się za dorosłego, niech nie zapomina kto go wszystkiego nauczył
- A więc... Nazywa się Alan Calesberg, pochodzi z Korei i jest taki słodki że poprostu zdycham- zmiękczyłam głos do tonu Zofii i zaczęliśmy się śmiać i wtedy podszedł do nas ucieleśniony temat, a my zamilkliśmy
- Z czego się śmiejecie? No? Dawajcie też chcę się pośmiać.- usiadł na ziemi i czekał na odpowiedzi - Nie uczono cię że najpierw trzeba się przedstawić?- skomentowałam jego ''nie kulturalne'' zachowanie
- Ach, wybacz mi tą pomyłkę piękna pani- jeszcze tylko ukłonu brakowało - Wybaczam, to jak się zwiesz, plebsie?- uniósł lewy kącik ust a na jego poliku ukazał się dołeczek
- Tak tak... Darujcie sobie te wychowane gadki. No świeżynko opowiadaj co tu robisz.- Jordi podał mu rękę i pochłonęła ich rozmowa, o tym jak najlepiej zakradnąć się do damskiej szatni... Pfff muszę znaleźć sobie bardziej ''normalne'' towarzystwo.
A tu ni skąd ni znikąd na horyzoncie pojawia się Dakota z Ray'em... Bóg mnie jeszcze kocha
- Hej diablico!- krzyknął chłopak mojej współlokatorki i ruszyli w moją stronę
- Hej Blue. Co słychać?- standardowe przywitanie Dakti
- Daje radę mimo męskich gadek o cyckach i waginach - pokazałam palcem na dwóch zboczeńców plotkujących obok
- Hihi, gdzieś wybyła w sobote? Wiesz jak fajnie było?- przytuliła Ray'a bym domyśliła się o co chodzi
- No nie wiem, opowiadaj chętnie posłucham. Reszta też- pokazała mi język i odeszła wraz ze swoim księciem. Zadzwonił dzwonek i poszliśmy na zajęcia.
    Do końca wszystkich zajęć głosom nauczycieli towarzyszyło plotkowanie o Alanie i o tym jakby cipka Zofii eksplodowała tęczą podczas seksu z nim (przynajmniej ja tak to zrozumiałam).
     Dzisiejszy wieczór spędzę na uczeniu ludzi o przeciętnej inteligencji czyt. Tych którym rodzice zapewnili normalne dzieciństwo. Z tego co mnie powiadomiono dzisiaj miałam mieć kogoś nowego. Mrrr świeżynka, nawet nie wicie jak się cieszę. Pojechałam pod adres jaki dostałam na pocztę, oczywiście swoim ścigaczem co by nie było. Domem mojego ucznia była ogromna willa z wielkim podjazdem i dwuskrzydłowymi drzwiami wejściowymi, weszłam elegancko po schodkach a potem do środka i po schodach na górę itd. Dobra nie będę opisywać drogi do pokoju głównie z mojego styrania po całym dniu.
Weszłam do pokoju i nie wierzyłam w to kogo tam zobaczyłam -Alan- w swej boskiej okazałości siedzi przy biureczku i czeka sobie na mnie. Zamknełam drzwi a on spojrzał na mnie i tylko się uśmiechnął
- Z tego co pamiętam rodzice mieli mi załatwić korepetytorkę a nie sukę - pełna kulturka nie ma co
- Alan standardowo bez przywitania. Siadaj i zaczynamy chcę to jak najszybciej skończyć. - tak wiem skojarzenia się wam włączyły, wiem
- No więc jak mam się ułożyć?- zdzieliłam bo w twarz i siedliśmy do nauki. Nie mineło półgodziny i zasypiałam, tak spałam wcześniej cały dzień i dalej byłam śpiąca
- Moze skończymy to kiedy indziej, co? Widzę że ciebie to bardziej nudzi niż mnie- boże jaki on troskliwy aż się stać tęczą chce
- No dobra. Tylko zapamiętaj to co było dzisiaj bo Andrews jutro pewnie coś odwali- wkładałam książki do plecaka gdy Al wziął mnie za ręce i spojrzał głęboko w oczy
- Jesteś piękna, wiesz? Zazdroszcze twojemu chłopakowi - się azjacie wzięło na flirty, ale co mi szkodzi byle bez całowania
- Tyle że ja nie mam chłopaka- zrobilam krok ku niemu dla podkreślenia
- Piękna i mądra i do tego singielka. Chciałabyś przestać nią być?- złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie
- Nie wiem przekonaj mnie do zmiany statusu- zarzuciłam mu ręce na szyje i wygiełam się lekko do tyłu a on przytulil mnie do siebie i zaczął całować po obojczyku. Stenełam na palcach i spojrzałam przez jego ramię na otwarty balkon, zamarłam, w drzwiach stał John w ręku trzymał włócznię i raczej nie był zadowolony z tego co widzi. Wyrwałam się z objęć barczystego i ruszyłam do wyjścia, tak bez słowa z przerażeniem wraz z wkurwieniem na twarzy. Co mi szkodziło i tak płacił przelewem. Wybiegłam na podjazd, Jo już czekał oparty o ścigacz. Ramiona miał skrzyżowane na piersi a wzrok utkwiony w podłożu, odepchnęłam go i zabrałam El
- Gdzie tak pędzisz?!- krzyknął
- Nie będę z tobą gadać. Co ty w ogóle tu robiłeś? Jesteś jakimś popierdolonym szpiegiem czy co?- zatrzymał mnie a ja cisnełam w niego kaskiem
- Zostaw mnie z łaski swej!- wsiadłam na motor i odpaliłam silnik, Johnny coś jeszcze do mnie gadał, ale kask zachamował jego słowa, żwir zaszeleścił pod oponami i brnełam do przodu wywracając przy tym bambusa.
W drodze powrotnej pedziłam przed siebie rozmyślając jak chłopak znalazł się w domu i po chuj tam był. W pewnym momencie zaczełam tracić prędkość i El zaczeła kaszleć. Pięknie po prostu -benzyna- czyli utknełam na jakimś zadupiu. Najbliższa stacja była ok. 20 km od tego miejsca, nie chciałam zostawiać El samej (tania to ona nie była) a jej kradzież byłaby dla mnie tragedią, ponieważ była i jest jedyną rzeczą jaka została mi po rodzicach. Dookoła zapadł zmrok a światło księżyca zza chmur oświetlało asfalt, zero wiatru tylko piach skrzypiący pod oponami i bicie mego serca. Nagle słyszę kroki za sobą
- Chyba mówiłam że masz mnie zostawić, Jo- odwróciłam się a zamiast niego stoi jeden z upadłych, jego powłoka ma czarny migoczący odcień i trzyma na smyczy wilkołaka, po chwili słyszałam szmer w krzakach i wychodzi z nich jeszcze dwa zjawo- mieszańce. Otoczyli mnie i chuj umrę, o jedną sukę na świecie mniej. Zbliżali się do mnie a miecze w ich dłoniach są wyciągnięte ku mnie. Padłam na kolana z myślą '' Na co kurwa czekasz zabij mnie!'' nic nie da się już zrobić... Chwila, Blue po cholere dramatyzyjesz? Pamiętasz czego uczyła Cię mama? Bez jaj...Magia, energia teraz juz wszystko pamiętam. Zbliżyłam do siebie dłonie, oczyściłam umysł i przeszłam przez punkty czakramów, cała magia jaką w sobie miałam pojawiła sie teraz w moich dłoniach... Mieniła się kolorami tęczy czułam tą siłę i usłyszałam szybkie bębnienie stóp o asflat jeden z upadłych biegł w moją stronę z ostrzem wycelowanym w moją stronęl. Był coraz bliżej, gdy był już od długość ostrza ode mnie wypuściłam w niego całą magię jaką zebrałam w jednej ręce, napastnik rozpłynął się w mgenieniu oka, za to drugi ruszył w moją stronę i zginął jak jego poprzednik. Czułam że słabne wtedy trzeci z ekipy upadłych wypuścił na mnie ''psa'' z jego pyska na boki chlapała krew a czarne ślepia chciały tylko mnie zabić, nie miałam sił i wtedy pojawił się John i uratował sytuację pozabijał wszystkich itd.
   Byłam wycięczona wszystko rozpływało mi się przed oczami ostatnie co pamiętam to wielki wilczy łeb padający przede mną dalej nastała ciemność.